ALBO EUROPA NIEMIECKA ALBO ŻADNA
Powyższy tytuł oddaje jakby powszechną opinię większości Niemców, którzy bezkrytycznie zgadzali się z europejskim kursem ustalonym przez Angelę Merkel. Inne głosy z Berlina wyrażają jednak nieco inne opinie, ale ostrzegają też przed ryzykiem możliwego pęknięcia kontynentu. Dalej „El Pais” przedstawia trzech obserwatorów wyłamujących się z tego powszechnego zaślepienia. Uważają oni, iż przesadą jest zaciskanie pasa ( „austerity”) oraz niemiecka obsesja norm, postulują za to większą solidarność z krajami w kryzysie, by zapobiec podziałom w UE. Ponadto Fritz W.Scharpf ( były dyrektor Instytutu Maxa Plancka w Kolonii) uważa, iż wspólna moneta euro dzieli narody , ponieważ narzuca wszystkim ten sam gorset, który doprowadzi do „zaczadzenia” ( zduszenia) niektóre kraje UE. Hasłem Scharpfa jest więc ”Ocalcie Europę przed euro!”. Z kolei Ulrike Guérot z ECFR w Berlinie sądzi ( podobnie jak Jurgen Habermas), iż kryzys (?) skłoni UE do stworzenia unii ze stolicą w Brukseli z wszelkimi atrybutami państwa, a choćby sił zbrojnych aż po wspólne głowice nuklearne(!?).Atoli jest Guérot umiarkowaną optymistką, gdyż choć widzi na horyzoncie Republikę Europejską, to zarazem postrzega, iż UE zmierza może w stronę dezintegracji, chociaż Niemcy uważają, iż Merkel uchroniła ich przed wszechogarniającym chaosem. Wreszcie największym pesymistą jest tu Ulrich Speck, niezależny analityk z Heidelbergu. W jego opinii Niemcy nie stoją na wysokości odpowiedzialności, którą jednak powinni posiadać w perspektywie Europy i świata. A jeżeli euro upadnie, upadnie wtedy i wspólny rynek i rozpadnie się cała architektura wzniesiona w okresie powojennym. Speck jakby ostrzegał, iż euro być może jest pułapką i iż bezpieczniejsze są narodowe waluty.
Marek Baterowicz
( patrz scan strony z „El Pais”, 11 września 2013)