Akceleracjonizm: Szybciej, zanim masy ogarną, iż prowadzimy je ku technofeudalnej dystopii

9 godzin temu

Elon Musk twierdzi, iż „rząd jest ostateczną korporacją” i „albo przyspieszymy rozwój, albo zostaniemy w tyle”, a Peter Thiel mówi wprost: „kapitalizm i demokracja są niekompatybilne”.

Te słowa to symptomy pewnej filozofii, która na początku XXI wieku zaczęła przyciągać uwagę elit. Akceleracjonizm zakłada przyspieszenie (od angielskiego accelerate) procesów technologicznych, ekonomicznych i społecznych w celu przeprowadzenia radykalnych zmian kosztem destabilizacji i zapaści istniejącego porządku. W odróżnieniu od lewicowego akceleracjonizmu, dążącego do stworzenia egalitarnego, postkapitalistycznego społeczeństwa, w którym automatyzacja i sztuczna inteligencja służą do eliminacji pracy najemnej i redystrybucji bogactwa, prawicowi akceleracjoniści pragną upadku instytucji współczesnych systemów liberalno-demokratycznych i zastąpienia ich nowym porządkiem technofeudalnym. Ich zdaniem obecne struktury społeczne i ekonomiczne tłamszą technologiczny potencjał, dlatego wspierają – także finansowo – działania wywołujące chaos, wzmacniające napięcia i radykalizację, wierząc, iż przyspieszy to nieuchronny przełom.

Największą świątynią prawicowego akceleracjonizmu jest dziś Dolina Krzemowa, a jego mesjaszem – Elon Musk, który wstawia się za technologicznymi gigantami u Donalda Trumpa, realizując obietnicę wysadzenia bezpieczników spowalniających Święty Postęp. Samego Trumpa akceleracjoniści uznają za pierwszego „swojego” przywódcę USA.

Nieprzypadkowo miliarderzy tacy jak Musk czy Jeff Bezos byli jednymi z najhojniejszych orędowników powrotu Trumpa do władzy. Chaotyczny styl rządzenia, walka z biurokracją, obiecana deregulacja rynku, swobodny stosunek do praw pracowniczych i praw człowieka, impulsywność i antagonizujący sposób prowadzenia polityki zewnętrznej, jak też oddanie idei uczynienia Ameryki „znów wielką” poprzez wciśnięcie gazu na technologicznej autostradzie, odpięcie pasów, zamknięcie oczu i wypicie jeszcze paru głębszych dla animuszu, doskonale wpisują się w logikę prawicowego akceleracjonizmu. Trump nie tylko niszczy stare struktury, ale czyni to w sposób tak gwałtowny, iż odbudowanie ich może się okazać niemożliwe.

Projekt 2025 – akceleracjonizm w praktyce?

Trump rządzi od dwóch miesięcy, a już zdołał zrealizować 40 proc. planu znanego jako Projekt 2025, przygotowanego przez skrajnie konserwatywny think tank The Heritage Foundation. Dokument zakłada drastyczną reorganizację struktur państwowych, w tym masowe czystki urzędnicze, ograniczenie autonomii sądownictwa, likwidację niezależnych agencji regulacyjnych i rozbudowę struktur podporządkowanych bezpośrednio prezydentowi, masową deregulację gospodarki, osłabienie mechanizmów ochrony pracowników, agresywną kontrolę narracji w mediach i promocję tych wychylonych na prawo, co ma prowadzić do przejęcia przestrzeni informacyjnej przez ideologicznych lojalistów.

Projekt 2025 spełnia najważniejsze kryteria akceleracjonizmu – nie tylko przyspiesza proces dezintegracji istniejącego systemu, ale też projektuje struktury nowego, autorytarnego ładu, w którym kontrola informacyjna i gospodarczy darwinizm są dominującymi mechanizmami rządzenia.

Można wątpić, czy Trump, który twierdzi, iż wiatraki powodują raka, Lesotho to „kraj, o którym nikt nigdy nie słyszał”, i który podczas własnej inauguracji straszył transpłciowymi myszami, bo mu się pomyliły z myszami transgenicznymi, byłby w stanie zapamiętać tak długie słowo jak „akceleracjonizm”, nie mówiąc o kryjących się za nim ideach i strategiach. Jednak z pomocą swoich doradców z Doliny Krzemowej doprowadził do tak niepewnej sytuacji politycznej i gospodarczej, iż według Uniwersytetu Michigan zaufanie amerykańskich konsumentów spadło do najniższego poziomu od dwóch lat, a przewidywana inflacja ma być najwyższa od 2022 roku i wynieść 4,9 proc.

W ciągu pierwszych 35 dni drugiej kadencji Trumpa giełda zanotowała ponad siedmioprocentowy spadek. Ostatnim prezydentem, którego pierwsze miesiące w Białym Domu wyglądały pod tym względem podobnie, był Barack Obama – z tym iż on objął urząd w samym środku globalnego kryzysu finansowego, zaś Trump robi wszystko, by doprowadzić do kolejnego.

Były sekretarz skarbu w administracji Billa Clintona powiedział w wywiadzie dla CNN, iż „kilka miesięcy temu recesja była bardzo mało prawdopodobna, teraz szanse wynoszą pół na pół”. Według Marka Zandiego, głównego ekonomisty agencji ratingowej Moody’s, ryzyko jest „wysokie i rośnie”, a eksperci amerykańskiego banku inwestycyjnego i holdingu JPMorgan Chase – jednej z największych i najważniejszych instytucji finansowych na świecie – w swoich przewidywaniach podnieśli stopień zagrożenia recesją z 30 do 40 proc. „Widzimy istotne ryzyko, iż Stany Zjednoczone wpadną w tym roku w recesję z powodu ekstremalnej polityki Waszyngtonu” – czytamy w „Wall Street Journal”.

Dlaczego ktokolwiek miałby świadomie prowadzić kraj ku potężnemu kryzysowi gospodarczemu? Jest w tym pewna logika. jeżeli do niego dojdzie, wszystko to, co inni będą musieli sprzedać, garstka najbogatszych będzie mogła kupić. Nie jest to nowa praktyka – korporacje takie jak BlackRock czy Vanguard, obracające miliardami dolarów, czerpią zyski z kryzysów mieszkaniowych, wykupując całe osiedla i przekształcając je w nieruchomości na wynajem – w ten sposób odbierają przeciętnym obywatelom szansę na posiadanie własnego lokum.

Od science fiction do Białego Domu

Sam termin „akceleracjonizm” po raz pierwszy pojawił się w amerykańskiej powieści science-fiction Lord of Light z 1967 roku. Akcja toczy się na odległej, skolonizowanej przez ludzi planecie. Grupa pierwszych osadników zdobywa dostęp do technologii pozwalającej na kontrolowaną reinkarnację, ustanawia system kastowy i rządzi jako bogowie o imionach zaczerpniętych z hinduistycznego panteonu. Tylko wybrani mogą odradzać się w nowych, potężniejszych ciałach, dzięki czemu władza wąskiej elity nieustannie się wzmacnia, a głównym celem jest wzniesienie cywilizacji na wyższy poziom.

Jednak to prof. Benjamin Noys, wykładający teorię krytyczną na Uniwersytecie Chichester, jako pierwszy użył zaczerpniętego z książki terminu do opisu pewnych tendencji we współczesnej filozofii. W swojej książce z 2010 roku pt. The Persistence of the Negative argumentował, iż akceleracjoniści popełniają zasadniczy błąd, zakładając, iż kapitalizm można przechytrzyć, wykorzystując jego własną dynamikę. Jego zdaniem system ten posiada niezwykłą zdolność do asymilacji i neutralizacji wszelkich radykalnych tendencji, dlatego rzeczywista zmiana wymaga czegoś więcej niż jedynie jego przyspieszenia. Według Noysa prawicowy akceleracjonizm dąży do budowy nowej wersji kapitalizmu, opartego na logice rynkowej, silnej kontroli, nadzorze, eliminacji społecznych mechanizmów oporu i dehumanizacji.

Choć Nick Land, brytyjski filozof i teoretyk kultury, publikując w latach 90. wezwania do poddania się procesom kapitalistycznym i technologicznym, nie używał tego terminu, jest dziś uważany za ojca prawicowego akceleracjonizmu. W ujęciu Landa przyszłość należy do maszyn i sztucznej inteligencji, które stworzą nową formę istnienia, wykraczającą poza ograniczenia biologiczne i społeczne – jeżeli tylko im na to pozwolimy, zdejmując wszelkie możliwe ograniczenia. Land odrzuca humanizm, twierdząc, iż ludzkość powinna zaakceptować własną nieistotność wobec sił technologicznych, i – jeżeli w ogóle przetrwa – stać się częścią większego, autonomicznego systemu.

W 1995 roku Land wraz z filozofką i współtwórczynią teorii cyberfeminizmu Sadie Plant stworzył kolektyw Cybernetic Culture Research Unit (CCRU) – przestrzeń intelektualną przy Uniwersytecie Warwick, skupiającą myślicieli zafascynowanych futuryzmem, cybernetyką, technonauką, mistycyzmem, teorią złożoności i science-fiction. Chcąc przekroczyć granice tradycyjnego myślenia („poszerzyć wrota percepcji”) i zbliżyć się do nielinearnego, postludzkiego sposobu postrzegania rzeczywistości, członkowie CCRU eksperymentowali z rozmaitymi używkami. Na początku tysiąclecia Nick Land przeszedł załamanie nerwowe w związku z nadużywaniem amfetaminy i wyjechał do Chin, gdzie kontynuował swoje poszukiwania w zakresie technologii i globalnego kapitalizmu.

W 2007 roku Curtis Yarvin (pseudonim Mencius Moldbug) zapoczątkował internetowy ruch neoreakcji (NRx). Jego myśl rozwijała się w kontrze do liberalnego konsensusu politycznego, czerpiąc inspiracje z XIX-wiecznych filozofów reakcyjnych, takich jak Thomas Carlyle i Joseph de Maistre. W kolejnych latach Nick Land zinterpretował i spopularyzował te idee jako „Mroczne Oświecenie”, nadając im bardziej radykalny, techno-futurystyczny wymiar. NRx to nurt antydemokratyczny, opowiadający się za „naturalnym porządkiem” – rządami elit, gdzie „CEO-monarcha” sprawuje władzę absolutną, traktując państwo jak swoją prywatną firmę. Członkowie NRx odrzucają ideę równości rasowej i równości płci, jednocześnie twierdząc, iż nie kierują się uprzedzeniami, a „obiektywną analizą rzeczywistości”. W minionych latach ich stosunek do Donalda Trumpa był ambiwalentny – niektórzy widzieli w nim przeciwnika liberalnych instytucji („Katedry”), inni krytykowali jego chaotyczny styl rządzenia i brak realnych działań w kierunku autorytarnej transformacji państwa. Pierwsze miesiące drugiej kadencji przywróciły im wiarę w „przyspieszenie”.

W swoich wpisach na Twitterze/X i tekstach publikowanych na nieistniejącym już blogu Nick Land niejednokrotnie okazywał fascynację chaosem, jaki wywołała pierwsza prezydentura Trumpa, doceniając m.in. osłabienie instytucji państwowych. Po jego ponownym zaprzysiężeniu pisał, iż „Trump to rewolucja”. W innym wpisie stwierdził: „To, iż wśród agentów DOGE mogą być osoby niemające historii rasistowskich wpisów w sieci, to pierwsza naprawdę niepokojąca informacja od czasu inauguracji Trumpa”.

Jednocześnie Land widzi w Trumpie raczej nieunikniony skutek procesów historycznych niż świadomego architekta nowego porządku. Sugeruje nawet, iż przyszłość należy nie tyle do populistycznych liderów, ile do hiperefektywnych, autorytarnych, korporacyjnych struktur zarządzania, takich jak Dolina Krzemowa. W tym scenariuszu Trump może być narzędziem, dzięki którego przyspieszony zostanie upadek liberalnej demokracji, ale Land faworyzuje porządek przypominający raczej futurystyczny, kapitalistyczny cyberautorytaryzm niż trumpowski populizm.

Rozdział czwarty: kryzys

Z akceleracjonizmem wiąże się – choć raczej luźno – koncepcja historyczna znana jako Czwarty Zwrot (The Fourth Turning), opracowana przez Williama Straussa i Neila Howe’a, szczegółowo opisana w ich książce z 1997 roku o tym samym tytule. Według autorów dzieje cywilizacji amerykańskiej (i szerzej, zachodniej) podlegają powtarzającym się, czterofazowym cyklom. Każdy cykl, zwany „saeculum”, trwa około 80–100 lat, i składa się z czterech zwrotów.

Pierwszy to Odrodzenie – okres stabilności i odbudowy po poprzednim kryzysie. Konsolidują się struktury polityczne i ekonomiczne, ludzie dzielą podobne wartości i ufają instytucjom państwowym. Po nim następuje duchowe i kulturowe Przebudzenie – pojawia się fala indywidualizmu, przewartościowania i kwestionowania ustalonych norm, jak podczas rewolucji obyczajowej lat 60. i 70. Trzeci jest Rozpad – społeczeństwo staje się coraz bardziej spolaryzowane, instytucje tracą autorytet, rosną napięcia społeczne i polityczne. Zwolennicy teorii „czterech zwrotów” za taki okres uznają lata 80. i 90. w USA.

Wreszcie przychodzi nieuchronny Kryzys – wojna, rewolucja, załamanie gospodarcze – który wywraca system do góry nogami. W jego wyniku społeczeństwo przechodzi transformację, przygotowując się na ponowne Odrodzenie. Według Straussa i Neila Howe’a ostatnim kryzysem na tyle potężnym, by uznać go za domykający cykl, była druga wojna światowa. Przed nią wojna secesyjna, jeszcze wcześniej wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych.

Krytycy twierdzą, iż popularność tej koncepcji przyćmiła jej słabości metodologiczne i brak uznania w środowisku akademickim, wskazując, iż opiera się ona na anegdotycznych przykładach i selektywnym doborze wydarzeń historycznych, a nie systematycznej analizie danych. Jednak nie brakuje osób, które wierzą, iż im szybciej nadejdzie Kryzys, tym większą mają szansę na doświadczenie Odrodzenia. Tęsknota za nim znajduje wyraz w haśle „Make America Great Again”, a także niezwykle popularnym w Stanach ruchu QAnon, którego zwolennicy wierzą, iż Donald Trump i jego sojusznicy walczą z „głębokim państwem” (deep state) – globalnym spiskiem pedofilów i handlarzy dziećmi – zaś kulminacją tej walki ma być „Burza”, podczas której winni zostaną ukarani, nastanie sprawiedliwość i stabilizacja.

Ta niemal religijna wiara daje wykluczonym społecznie i ekonomicznie, sfrustrowanym ludziom nadzieję na lepsze jutro, a wizja historycznych cyklów, których kolejne fazy następują po sobie w sposób logiczny i nieuchronny, pomaga odnaleźć się w chaosie i zaakceptować swoje położenie.

Przetrwać kryzys, który się wywołało

Elon Musk ma wręcz obsesję na punkcie „przyspieszenia” rozwoju technologii kosmicznych, sztucznej inteligencji oraz integracji ludzi z maszynami. Marzy mu zrobienie z Marsa prywatnej, elitarnej kolonii zarządzanej przez SpaceX, a jego Neuralink pracuje nad interfejsami mózg-komputer, które mają pozwolić na transformację człowieka w postludzki byt. Jeff Bezos ze swoim Blue Origin również rozwija projekty kosmiczne, które mają umożliwić ucieczkę z planety w razie ekologicznej katastrofy lub globalnej wojny. W Dolinie Krzemowej kwitną firmy zajmujące się tzw. longevity research – od Altos Labs finansowanego przez Bezosa, po Calico, należące do Google’a – których celem jest spowolnienie starzenia się i biologiczne wydłużenie życia.

Jeśli technologia ta stanie się dostępna jedynie dla wybranych, może doprowadzić do powstania technologicznej arystokracji, w której dostęp do zaawansowanych rozwiązań biotechnologicznych stanie się nowym wyznacznikiem władzy. To zgodne z założeniami prawicowego akceleracjonizmu, który nie dąży do egalitarnego postępu, ale do maksymalnej optymalizacji i selekcji jednostek zdolnych do adaptacji.

Musk i Bezos aktywnie rozwijają też technologie, które prowadzą do marginalizacji tradycyjnej pracy ludzkiej. Amazon inwestuje w robotyzację magazynów i rozwój sztucznej inteligencji, co zmniejsza zapotrzebowanie na pracowników w logistyce. Tesla wprowadza autonomiczne pojazdy, co może prowadzić do zniknięcia setek tysięcy miejsc pracy w transporcie. Te również działania zgodne z postulatami akceleracjonistów, według których kapitalizm osiąga stadium, w którym praca staje się zbędna.

Peter Thiel – współzałożyciel PayPala i jeden z najpotężniejszych ludzi Doliny Krzemowej, zwolennik rządów technokratycznej elity, który uważa demokrację za przeszkodę dla rozwoju technologicznego i gospodarki, a zarazem sponsor i doradca Trumpa podczas jego pierwszej kadencji – wspiera idee technologicznego libertarianizmu i seasteadingu, czyli budowy niezależnych, pływających miast-państw, które miałyby być wolne od regulacji rządowych. Inicjatywa Seasteading Institute, którą współfinansował, zakłada tworzenie prywatnych enklaw, gdzie przedsiębiorcy mogliby eksperymentować z nowymi formami organizacji społecznej, bez ograniczeń wynikających z prawa krajowego. Thiel wielokrotnie podkreślał, iż demokracja jest przeszkodą dla innowacji i wolnego rynku, a jego firma Palantir, która dostarcza oprogramowanie dla wojska i agencji wywiadowczych, stanowi przykład bezpośredniego wykorzystania nowych technologii do inwigilacji społeczeństwa. Jednak w 2023 roku miliarder ogłosił, iż nie będzie finansowo wspierał żadnych kandydatów w nadchodzących wyborach prezydenckich, tłumacząc to zmęczeniem polityką i rozczarowaniem zbytnim skupieniem pierwszej administracji Trumpa na kwestiach kulturowych.

Niestabilność dzisiejszego kapitalizmu może oznaczać, iż Stany Zjednoczone znajdują się w ostatniej fazie cyklu – ale to raczej samospełniająca się przepowiednia, niż dowód na adekwatność teorii Howe’a i Straussa.

Gdy świat staje się coraz bardziej nieprzewidywalny – z rosnącymi kryzysami gospodarczymi, społecznymi i ekologicznymi – a sfrustrowani ludzie skaczą sobie do gardeł i wyżywają na wskazywanym im przez elity marginalizowanych mniejszościach, jak imigranci czy osoby transpłciowe, miliarderzy inwestują w technologie, dzięki którym będą mogli uniezależnić się od państw, instytucji i pogrążających się w chaosie społeczeństw. Szybka śmierć, choćby jeżeli bolesna, jest lepsza, niż przeciągające się bezlitośnie gnicie żywcem. Zwłaszcza jeżeli to nie twoja śmierć, bo należysz do ścisłej czołówki najbogatszych ludzi na świecie i wiesz, iż jak inni będą umierać, to ty nie tylko przeżyjesz, ale zapewnisz sobie dominację w nowej, powstającej z kryzysu rzeczywistości. A wcześniej sam tę rzeczywistość zaprojektujesz.

Jeśli gdzieś szukać pocieszenia, to w niekompetencji i ideologicznym zaślepieniu tych, którzy próbują pchnąć świat w stronę postkapitalistycznej cyberdystopii. Choć fakt, iż przewodzi im ketaminowy ubernarcyz o faszystowskich ciągotach, w dodatku przekonany, iż żyjemy w symulacji, i łaknący podziwu na tyle, by płacić ludziom za wywindowanie jego postaci w grze komputerowej do światowej topki i chełpić się „swoimi” gejmerskimi sukcesami w wywiadach, niesie ze sobą więcej grozy niż nadziei.

Idź do oryginalnego materiału