Jestem tylko małym misiem. Co ja siem znam. Nic Ponie Świnty, nic.
ale mam ideę jednej procedury. Do wykorzystania lub nie.
A prędzej nie, patrząc na to co mogłoby wypłynąć.
Mamy taką sytuację: dzielni młodzi agenci prowadzą pościg, powiedzmy za jakimś ognistym Amerykaninem Południowym.
Ma chłopina pecha. Agenty, bidne, niedoświadczone, wysłane w roli kozłów ofiarnych też.
W czasie pościgu dostaje kulkę.
I koniec. Czy aby?
Pora na OUIJA.
Nagle( Jakie tam nagle. )zamawiający"usługę" są b.dyskretnie obserwowani ale już przez żadne niby nasze agencje.
Wszystko idzie po nitce do kłębka.
A główny menadżer spektakularnie aresztowany np.tuż przed wejściem do wiadomej Ambasady czy Konsulatu. Szokiem może być to iż jest to placówka np.niemiecka.
Jednocześnie zawinięci wszyscy inni podwykonawcy.
Wszystko dzięki seansowi spirytystycznemu z niby odstrzelonym luchadorem. który dowiaduje się iż w razie odmowy czeka go spotkanie z bliższą oraz dalszą rodziną. Po lepszej stronie.
Nno. Może będzie mógł większość z nich śledzić tęsknie z odpowiedniego kociołka.
Zaleta? Taką akcję da się powtarzać. Niejeden może, w domyśle gdzieś skonać w ukryciu.
A zleceniodawca, często pod obserwacją zadziwająco gwałtownie stara się niszczyć dowody.
Cabas!
Być może coś takiego by najmniej na razie wstrzymało podpalaczy wysadzaczy.
Najmniej do czasu białokoszulowców z opasem szahida.