Adam Bielan, zamieszany w aferę w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, znowu jątrzy. Wyszło na jaw, iż Donald Trump wysłał list do Karola Nawrockiego, a informacja o samej przesyłce rzekomo wyciekła do mediów. Treść listu? Tajemnica. Ale wystarczyło, by Adam Bielan – zamieszany w afery, marny specjalista od spinów i dwuznacznych zagrywek i politycznego cynizmu – ruszył na antenę Radia ZET z pogróżkami. Według niego sam fakt ujawnienia listu powinien kończyć się karą dla informatora.
Problem w tym, iż hipokryzja aż bije po oczach. Bo jak nazwać sytuację, gdy ludzie z otoczenia Nawrockiego bez wahania ujawnili treść notatki MSZ dotyczącej jego wizyty w USA? To nie był wyciek, to było kontrolowane rozsmarowanie dokumentu na oczach opinii publicznej. Nagle – cisza. Zero oburzenia ze strony Bielana. Ale cała ta awantura ma drugie dno. Bielan od miesięcy marzy o tym, żeby zatopić Bogdana Klicha. Dlaczego? Bo był ministrem obrony w czasach katastrofy smoleńskiej. Choć nie pilotował samolotu, nie ustalał planu podróży ani pogody, to w narracji PiS jego „wina” jest oczywista. Teraz trwa przegląd kandydatów na ambasadorów – i to właśnie Klich stał się celem numer jeden.
Tymczasem ujawnienie listu Trumpa pokazuje coś jeszcze. Amerykański rząd wcale nie bojkotuje Klicha, jak wmawia PiS. List poszedł przez polską placówkę w Waszyngtonie i trafił w odpowiednie ręce. To dowód, iż bajeczki Bielana i jego kolegów są warte tyle, co papier, na którym je drukują. Mit o izolacji Klicha właśnie runął.
Bielan chciał zagrać na patriotycznej nucie i przykryć własne gierki, a skończyło się kolejną kompromitacją.
Sam Bielan dawno powinien już siedzieć. Za to co wyprawiał z kasą w NCBR. Ale nie siedzi… i nie wiadomo w sumie czemu. To chyba pytanie do ministra Żurka.