Lista afer PiS jest tak długa, iż gdyby wydrukować ją drobnym druczkiem, starczyłaby na tapetę w całym gmachu Sejmu. Od „willi plus” dla swoich, przez respiratorową farsę Szumowskiego, po miliardy wylane w Ostrołęce i na „nieistniejące” wybory kopertowe.
Każda z tych afer ma wspólny mianownik: bezkarność. W normalnym państwie prawnym minister, który kupił respiratory od handlarza bronią, dawno oglądałby świat przez kraty. W państwie PiS taki człowiek dostaje order albo kolejną funkcję.
Kaczyński doskonale wie, iż gdy jego ludzie stracą władzę, zaczną się procesy. Dlatego gra o wszystko. Każda reforma, każdy atak na sądy, każda próba upolitycznienia prokuratury to nie jest kwestia „sporu ideowego”. To jest kwestia ratowania własnych pleców.
I tu tkwi sedno problemu: PiS nie rządzi dla Polaków. PiS rządzi dla PiS-u. A Polacy? Mają się cieszyć, iż „dali 800+” i iż „Polska wstaje z kolan”. Tymczasem my od lat klęczymy — przed inflacją, przed kolejkami do lekarzy, przed partyjną chciwością.