Afera z Mogherini to woda na młyn dla skrajnej prawicy [WYWIAD]

1 godzina temu
Zdjęcie: https://euractiv.pl/section/polityka-wewnetrzna-ue/interview/afera-z-mogherini-to-woda-na-mlyn-dla-skrajnej-prawicy-wywiad/


„Jeśli Belgia obawia się, iż naruszenie rosyjskich aktywów grozi kosztami prawnymi, to obowiązkiem wszystkich państw jest zapewnienie, by nie została z tym sama”, mówi w rozmowie z EURACTIV.pl dr Spasimir Domaradzki z Uniwersytetu Warszawskiego.

Aleksandra Krzysztoszek, EURACTIV.pl: W ubiegłym tygodniu Brukselą wstrząsnęła afera korupcyjna, dotycząca wygranego przez Kolegium Europejskie przetargu na stworzenie programu szkoleniowego dla młodych dyplomatów. Zarzuty w sprawie usłyszeli m.in. była szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini i były sekretarz generalny Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych Stefano Sannino. Co ten skandal mówi o zdolności Unii Europejskiej do przeciwdziałania korupcji? W końcu chodzi o byłą polityk, która dotychczas miała raczej nieposzlakowaną opinię.

Dr Spasimir Domaradzki: Argument o „nieposzlakowanej opinii” przedstawicieli unijnego mainstreamu ma swoje słabości, bo gdy mówimy o czynniku ludzkim, zawsze musimy brać pod uwagę zarówno jasne, jak i ciemne strony natury człowieka.

Oczywiście jest zbyt wcześnie, by ferować wyroki – sprawa wciąż jest w toku. Natomiast to, co w tym kontekście szczególnie istotne, to problem przejrzystości działania instytucji unijnych. Mówimy o przypadku, który ujrzał światło dzienne, ale nie można udawać, iż w procesie integracji europejskiej nie było afer korupcyjnych.

Władza ma naturalną skłonność do korumpowania – zwłaszcza tam, gdzie mechanizmy kontroli nie istnieją lub są zbyt słabe, by powstrzymywać pokusy. Właśnie dlatego ten konkretny przypadek, związany z panią Mogherini, budzi tak duże emocje.

Widzimy jednak, iż Prokuratura Europejska (EPPO) jest aktywna i posiada zarówno potencjał, jak i determinację. Warto przypomnieć, iż choć polskie władze początkowo sceptycznie podchodziły do tej inicjatywy, dziś jej prace dotyczą wielomiliardowych kwot rocznie. To niezwykle ważne, bo zadaniem tego organu jest nadzorowanie wydatkowania unijnych środków w specyficznym kontekście polityczno-instytucjonalnym.

Mimo wysiłków na rzecz demokratyzacji integracji europejskiej jej legitymacja wciąż jest w dużej mierze wtórna. Mamy wprawdzie wybory do Parlamentu Europejskiego, ale mechanizm przełożenia woli wyborców na decyzje polityczne wciąż pozostawia wiele do życzenia. W takim systemie osobiste walory – i osobiste słabości – uczestników procesów politycznych nabierają szczególnego znaczenia.

Czy „afera przetargowa” stanie się paliwem dla skrajnej prawicy, zwłaszcza w naszym regionie Europy?

W pewnym sensie tak. Jesteśmy na początku całej historii i musimy poczekać na jej rozwój, bo obowiązuje zasada domniemania niewinności. Niezależnie jednak od tego, jak sprawa się zakończy, już teraz stanowi wodę na młyn dla ugrupowań krytycznych wobec dalszej integracji europejskiej i obecnej filozofii politycznej Unii. To dla nich dowód – choć często nieuczciwie interpretowany – iż instytucje unijne są podatne na nadużycia wynikające z zajmowanych stanowisk i sieci zależności.

Dlatego takie przypadki trzeba nagłaśniać i konsekwentnie doprowadzać do końca. Z drugiej strony, dla skrajnej prawicy sam fakt istnienia procesu integracji jest politycznym „grzechem”. Każdy incydent, który można przedstawić jako dowód patologii, zostanie wykorzystany i rozdmuchany.

Obecnie obserwujemy w Europie ideologiczną walkę o przyszły kierunek integracji. Każda wizja – zarówno ta pogłębiająca integrację, jak i ta całkowicie ją odrzucająca – korzysta z sukcesów i potknięć Unii. Każdy przykład wskazujący na możliwe patologie staje się argumentem w tej debacie.

Wydaje się, iż ta afera to w pewnym sensie też pożywka dla polskiej opozycji, bo pozwala nie tylko przedstawić w negatywnym świetle „brukselskie elity”, ale choćby „na siłę” powiązać ją z Donaldem Tuskiem, który jako szef Rady Europejskiej blisko współpracował z Mogherini w kształtowaniu unijnej polityki zagranicznej. Choć przecież sprawa dotyczy całkiem innego okresu, to politycy PiS wstawiali w mediach społecznościowych ich wspólne zdjęcia.

Jest to jednak manipulacja i fałszowanie rzeczywistości. To, iż ktoś z naszych dawnych współpracowników popełnił błędy, nie oznacza, iż wiedzieliśmy o nich, wspieraliśmy je czy byliśmy ich częścią. Niestety, w czasach uprawiania polityki emocjami racjonalne myślenie bywa najmniej pożądane, a wyroki zapadają często, zanim rozpocznie się proces.

Historia integracji europejskiej pokazuje jednak, iż gdy dochodzi do wykrycia nieprawidłowości – jak chociażby w przypadku Komisji Europejskiej Jacques’a Santera – pojawiają się realne konsekwencje, zgodne z oczekiwaniami społecznymi.

Musimy pamiętać, iż proces integracji europejskiej opiera się na specyficznym mechanizmie współpracy międzynarodowej oraz na nowych kanałach zależności i wydatkowania środków publicznych. To naturalnie tworzy przestrzeń do różnego rodzaju nadużyć i niejasności, co tym bardziej podkreśla potrzebę silnych, przejrzystych reguł i nadzoru.

Czy ta afera ma jakiś większy wpływ na Polskę? Chodzi o Kolegium Europejskie, które ma jeden z kampusów w naszym kraju.

Powinna nas interesować przede wszystkim jako Europejczyków. Mówimy o aferze, która obejmuje całą Unię, bo dotyczy środków pochodzących z budżetu unijnego, czyli z podatków państw członkowskich – również naszych. Te środki powinny być wydawane zgodnie z zasadami finansów publicznych, obowiązującymi w państwach UE.

Co więcej, sprawa dotyczy instytucji kluczowej dla kształtowania przyszłych elit europejskich, jaką jest Kolegium Europejskie. Czy to kampus w Brugii, czy w Natolinie, czy nowy uniwersytet w Tiranie – wszystkie te jednostki mają dostarczać wiedzę i kompetencje przyszłym decydentom. Muszą one być absolutnie bez zarzutu, bo to z nich wychodzą osoby, które będą w dużej mierze kształtować europejską politykę.

Czy należy zaostrzyć przepisy dotyczące konfliktu interesów? Przypadek osoby, która wcześniej kierowała unijną dyplomacją, a następnie znalazła się po drugiej stronie procesu decyzyjnego i jeszcze otrzymała związane z tym dofinansowanie, jest dość szczególny.

Pokusa, by wprost powiedzieć „tak, należy zaostrzyć przepisy”, jest duża. Z drugiej strony trzeba pamiętać, iż politycy po zakończeniu pracy w instytucjach publicznych potrzebują dalszego zatrudnienia. To zjawisko znane także w Polsce: wielu byłych polityków trafia na uczelnie czy do instytucji publicznych, gdzie mogą wykorzystać swoje doświadczenie.

To, iż była wysoka przedstawiciel UE do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa obejmuje funkcję rektora placówki akademickiej, samo w sobie nie jest niczym zaskakującym – ma wiedzę, kontakty i kompetencje, które mogą być przydatne.

Kluczowe są jednak szczegóły: czy zmiana stanowiska nastąpiła zgodnie z przyjętymi procedurami, identycznymi dla wszystkich, czy wszystkie normy dotyczące przejrzystości i równego traktowania zostały zachowane. jeżeli nie, wtedy możemy mówić o realnym problemie.

Czy to koniec kariery Federiki Mogherini?

To bardzo trudne pytanie. Intuicyjnie można by powiedzieć, iż każdy cień na wizerunku polityka powinien mieć konsekwencje. Pamiętam zresztą, iż od dawna imponowała mi kultura polityczna Zachodu, gdzie politycy często podawali się do dymisji natychmiast po pojawieniu się skandalu – nie dlatego, iż przyznawali się do winy, ale by pokazać, iż biorą odpowiedzialność za to, co się dzieje w podległych im jednostkach.

W tym przypadku również mogłoby tak być, co oznaczałoby, iż dalsze losy Mogherini będą zależały od wyników śledztwa. Współczesna unijna polityka jest znacznie bardziej złożona. Mamy wielu polityków, różne modele zachowań, a reakcje społeczne i polityczne nie są już tak przewidywalne jak kiedyś.

Trudno więc przesądzać, czy Mogherini zdecyduje się na czasowe wycofanie z życia publicznego, czy przyjmie bardziej asertywny model funkcjonowania, mimo potencjalnych negatywnych konsekwencji dla siebie i swojego otoczenia.

Jak Unia Europejska może odbudować swój wizerunek i zaufanie obywateli po takich skandalach jak Katargate, Pandora Papers czy ta najnowsza afera wokół unijnej służby dyplomatycznej?

Nie stworzymy świata wolnego od afer. Wspomniane przykłady pokazują zresztą, iż często uczestniczą w nich podmioty zewnętrzne, które próbują wpływać na rzeczywistość unijną, łamiąc zasady będące fundamentem integracji europejskiej.

Kluczowe dla obrony procesu integracji jest coś innego: skuteczność w wykrywaniu i zwalczaniu takich nadużyć oraz pełna transparentność całego procesu wyjaśniania. Równie ważne jest to, by unijne mechanizmy nadzoru pozostały wolne od patologii, które czasem dotykają systemy wydatkowania środków publicznych na poziomie krajowym.

Co Pan uważa na temat tzw. pożyczki reparacyjnej dla Ukrainy? Belgia konsekwentnie odrzuca takie rozwiązanie.

Sprawa jest złożona, a opinia publiczna widzi tylko część problemu. Najbardziej stanowcza jest postawa Belgii, która po okresie poszukiwania kompromisu wykonała wyraźny krok wsteczą.

Prowadzi nas to do ważnego problemu: kwestii wspólnej odpowiedzialności w UE. Dopóki integracja funkcjonuje w obecnym modelu, państwa członkowskie będą uzależnione od wzajemnej woli politycznej. Ta zaś musi wykraczać poza egoistyczne patrzenie na ryzyka z własnej perspektywy.

Jeśli Belgia obawia się, iż naruszenie rosyjskich aktywów grozi kosztami prawnymi, to obowiązkiem wszystkich państw jest zapewnienie, by nie została z tym sama. Trzeba też dostrzec większy obraz: te środki mogą teraz realnie pomóc państwu, które stoi na pierwszej linii obrony przed Rosją. A jeżeli Zachód w przyszłości przegra walkę o Ukrainę, koszt dla wszystkich będzie wielokrotnie większy.

Czy pożyczka jest dobrym rozwiązaniem?

Tak – z kilku powodów. Po pierwsze ta propozycja jasno pokazuje, iż agresja Putina oznacza walkę przeciwko Rosji środkami agresora. Po drugie dla Ukrainy to niezbędne wsparcie, bez którego już w przyszłym roku znajdzie się w dramatycznej sytuacji. Po trzecie Europa wysyła sygnał, iż nie ustąpi przed szantażem i iż broni zasad prawa międzynarodowego, łamanych przez Rosję od 2014 roku.

A gdyby Rosja pozwała Unię, zarzucając jej konfiskatę aktywów?

Państwa członkowskie powinny wcześniej ustalić zasady solidarnego podziału ewentualnych kosztów. Tylko w ten sposób można zminimalizować ryzyko i zapewnić spójność działań.

Jak ocenia Pan wysiłki USA na rzecz pokoju między Rosją a Ukrainą i europejską kontrpropozycję pokoju?

Sytuacja rozwija się dla Europy bardzo niekorzystnie. O ile amerykańska propozycja jest motywowana przede wszystkim przyszłymi korzyściami gospodarczymi USA w relacjach z Rosją, to jest ona szkodliwa nie tylko dla Ukrainy, ale też dla pozycji Europy. Dlatego europejska propozycja jest absolutnie konieczna – musi wyznaczać granice, z którymi prezydent Trump będzie musiał się liczyć.

Europa powinna również przeciwstawić się logice, którą w polityce międzynarodowej stosuje Trump: bycia miłym dla przeciwników i twardym dla sojuszników. Stany Zjednoczone muszą zrozumieć, iż istnieją scenariusze, w których to one stracą na osłabieniu Europy.

W przeszłości już wielokrotnie zdarzało się, iż Europa potrafiła wpłynąć na amerykańskie stanowisko, a później jej postulaty stawały się częścią amerykańskiej narracji. Myślę, iż i w tym przypadku na późniejszym etapie propozycja europejska może zostać uwzględniona. Pozostaje jedynie pytanie, czy proces pokojowy dojdzie do skutku.

Idź do oryginalnego materiału