Skandaliczne słowa polityka AfD o „Afroamerykanach Europy” obnażyły nie tylko ignorancję niemieckiej skrajnej prawicy, ale i wieloletni flirt PiS z radykałami zza Odry. Gdy Donald Tusk reaguje stanowczo, Nowogrodzka milczy – jakby wolała chronić dawne sympatie niż stanąć w obronie własnych obywateli.
Słowa Fabiana Keubela, młodego polityka Alternatywy dla Niemiec (AfD), który postanowił wyjaśnić Polakom, kim rzekomo są „w europejskiej hierarchii”, wywołały burzę po obu stronach granicy. Keubel stwierdził, iż „polska tożsamość opiera się na poczuciu krzywdy”, a Polacy są „Afroamerykanami Europy”. W internecie zawrzało, choć trudno powiedzieć, czy większe oburzenie wzbudziła treść, czy skala ignorancji, jaka przeziera z tych wpisów. Tak czy inaczej, AfD po raz kolejny pokazała, iż w kwestii prowokacji i pogardy dla faktów nie ma sobie równych.
Donald Tusk zareagował błyskawicznie — i celnie. „Panowie Nawrocki, Kaczyński i Mentzen! Liderzy ulubionej przez was niemieckiej partii AfD właśnie oświadczyli, iż Polacy są ‘Afroamerykanami Europy’, iż jesteśmy większym zagrożeniem niż Rosja i iż ograbiliśmy Niemcy z ich ziem. Wstyd mi za was!” — napisał premier. Jednym krótkim wpisem przypomniał, kto w Polsce od lat flirtuje z niemiecką skrajną prawicą, kto udawał, iż AfD to „głos zwykłych Niemców”, a kto budował iluzję, iż radykałowie zza Odry mogą być sojusznikami w europejskich sporach.
Bo jeżeli dzisiaj ktoś naprawdę powinien się wstydzić, to nie Donald Tusk, ale politycy PiS. Od lat traktowali AfD jak „twardych realistów”, którzy „mówią prawdę o Europie”. Kiedy AfD atakowała Unię — PiS przytakiwał. Kiedy AfD uderzała w Berlin — politycy z Nowogrodzkiej bili brawo. A kiedy Konfederacja zachwycała się antyunijnym temperamentem niemieckiej skrajnej prawicy, w PiS szeroko przymykano oko. Bo przecież „ważny jest wspólny wróg”, a tym wrogiem zawsze miał być Tusk.
I oto teraz ta sama AfD, którą PiS latami przedstawiał jako niemiecką alternatywę dla „zepsutego mainstreamu”, ogłasza publicznie, iż Polska jest „bardziej niebezpieczna niż Rosja”. To absurd, który w normalnych okolicznościach powinien wywołać natychmiastową i jednoznaczną reakcję polskiej prawicy. Ale z Nowogrodzkiej nie słychać nic. Żadnego potępienia, żadnego dystansu, tylko cisza — jakby skandaliczna wypowiedź była jedynie drobną niedogodnością, którą najlepiej przemilczeć.
To hipokryzja w czystej postaci. PiS potrafił krzyczeć o „godności Polski”, kiedy wymagała tego kampania wyborcza, ale kiedy faktyczny partner ideowy zaczyna opluwać Polaków, nagle zamienia się w partię nagle ogłuchłą i oślepioną. Bo jeżeli przyzna, iż AfD to radykałowie oderwani od rzeczywistości, musiałby również przyznać, iż przez lata sam popełniał błąd, traktując ich jak polityczne narzędzie do własnych rozgrywek.
Tusk, reagując ostro, nie tylko obnażył absurd niemieckiej skrajnej prawicy. Uderzył również w sam środek polskiej prawicowej hipokryzji: w ten starannie budowany mit, iż PiS potrafi „bronić Polski” lepiej niż ktokolwiek inny. Tymczasem, kiedy przychodzi moment próby, partia Kaczyńskiego zachowuje się tak, jakby bardziej bała się urazić AfD niż stanąć w obronie własnych rodaków.
W tym sporze premier ma rację. AfD nigdy nie była sojusznikiem Polski — była jedynie wygodnym narzędziem w politycznych kalkulacjach PiS. I dziś ta kalkulacja się sypie. Im szybciej polska prawica to przyzna, tym lepiej dla polskiej debaty publicznej. Bo flirt z ekstremizmem zawsze kończy się tak samo: kompromitacją tych, którzy uwierzyli, iż można kupić sobie polityczną korzyść za cenę przyzwoitości.

8 godzin temu













