Adam Bodnar to bez wątpienia jedna z najjaśniejszych postaci polskiego środowiska prawniczego. Jako były Rzecznik Praw Obywatelskich, zdobył ogromne uznanie zarówno w kraju, jak i za granicą. Uosabia wartości demokratycznego państwa prawa, broni niezależności sądów, sprzeciwia się nadużyciom władzy, a jego zaangażowanie w obronę praw człowieka jest autentyczne i konsekwentne. Jednak dziś, w czasach ostrych politycznych konfliktów, destabilizacji instytucji i wojny hybrydowej prowadzonej przeciwko Polsce – te zalety mogą paradoksalnie okazać się jego największą słabością.
Nie jest to zarzut wobec samego Adama Bodnara jako prawnika czy człowieka. Przeciwnie – to próba trzeźwej oceny sytuacji, w jakiej znalazło się dziś polskie państwo. Bo o ile Bodnar byłby idealnym ministrem sprawiedliwości w ustabilizowanej demokracji, gdzie władza wykonawcza, ustawodawcza i sądownicza współpracują w ramach konstytucyjnego porządku, o tyle obecna rzeczywistość wymaga innych narzędzi, innej strategii i innej osobowości.
Wojna hybrydowa, z jaką mamy dziś do czynienia, nie ogranicza się do cyberataków czy manipulacji informacyjnych. Toczy się również na poziomie instytucjonalnym. Przez osiem lat rządów PiS powstał alternatywny system wymiaru sprawiedliwości: upolitycznione sądy, podległe rządowi struktury prokuratury, sieć powiązań i zależności personalnych w Trybunale Konstytucyjnym, Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. To nie są błędy, które można naprawić przez dialog i łagodną perswazję. To zabetonowane pozycje politycznego przeciwnika.
Tymczasem Adam Bodnar konsekwentnie próbuje grać według reguł, których druga strona nie uznaje. Uznaje wyroki „neo-sędziów”, powstrzymuje się od działań siłowych, stara się nie wywoływać przesadnego oporu środowisk konserwatywnych. Prawnie – ma rację. Moralnie – również. Ale politycznie i strategicznie – przegrywa. Państwo wymaga dziś chirurgicznej interwencji, a nie terapii koncyliacyjnej.
Jego decyzje w sprawie neo-KRS, zaniechanie wielu działań, brak skutecznej reformy prokuratury – wszystko to sprawia wrażenie, iż Adam Bodnar nie tylko nie chce, ale wręcz nie potrafi działać w warunkach konfliktu. Tymczasem PiS nie złożyło broni. Wciąż kontroluje Trybunał Konstytucyjny, wpływa na prokuraturę, posiada lojalną grupę sędziów. I – co najważniejsze – ma zdeterminowany elektorat, gotowy do obrony swojej narracji wszelkimi środkami.
Potrzebujemy dziś ministra, który będzie potrafił przeprowadzić instytucjonalną rekonkwistę: odnowić sądy, przywrócić realną niezależność prokuratury, zneutralizować wpływ politycznych nominatów PiS. Kogoś, kto nie będzie się bał wywoływać konfliktów, działać gwałtownie i zdecydowanie, choćby kosztem łamania prawniczych dogmatów – bo ten system już dawno je złamał.