Pojawiło się tam kilku kandydatów na nowego sekretarza generalnego Sojuszu, ale chyba najbardziej nietypowym, przynajmniej z polskiej perspektywy, stał się… Aleksander Kwaśniewski. Jednak powiedzmy sobie szczerze. W skali od 1 do 10, to na 9.9 to się nie stanie. Natomiast warto się zastanowić czy Polska w ogóle powinna się o takie stanowisko starać?
Jak najbardziej powinniśmy o to zabiegać
Wybór sekretarza generalnego NATO jest to proces też tylko w drobnej części zależny od nas samych. Na to stanowisko wybierany wybiera się osobę, która ma poparcie większości członków Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego. Decyzja ta wymaga uzgodnienia pomiędzy państwami członkowskimi, a szczególnie mocarstwami.
W przypadku Polski próba starania się o tę rolę byłaby wskazana nie tylko ze względu na jakiś symboliczny prestiż, ale przede wszystkim z powodu bieżącej sytuacji politycznej. Nie ma co ukrywać, iż Polska zajmuje w tym momencie jeden z centralnych punktów na mapie Sojuszu. Trzeba jednak zadać sobie pytanie czy mielibyśmy kogo wystawić do takiej roli?
Skoro już zaczęliśmy od Aleksandra Kwaśniewskiego to trochę kontynuujmy choćby jeżeli zostaje to tylko w domenie spekulacji. Sam zainteresowany też raczej podchodzi do tego z dużą rezerwą. Gdyby tak wziąć to na poważnie, to czy miałoby to sens?
Obiekcje tu są naturalne – po prostu osoby, które były w PZPR z natury należy traktować z dużym dystansem, choć też nie należy zakładać, iż absolutnie każdy kto był w nieboszczce partii staje się z automatu zły. No nie, a niech przypadek śp. profesora Wolniewicza posłuży jako przykład.
Osobiście nie poparłbym tej kandydatury, ale jestem też w stanie zrozumieć niektóre argumenty, które byłyby w opozycji do mojego zdania.
Po pierwsze Aleksander Kwaśniewski jest postrzegany przez rosyjskie elity trochę jako, nie powiem, iż zdrajca, ale jako osoba, która wiele napsuła krwi Rosji. Za jego kadencji Polska weszła do NATO i Unii Europejskiej. Był aktywny podczas pomarańczowej rewolucji na Ukrainie: m.in. był przedstawicielem UE ds. Ukrainy i mediatorem w konflikcie na Ukrainie. Słowem, regularnie działał na wyrwanie Polski i Ukrainy spod wpływów Kremla. No na papierze wygląda to niemal jak wielki Nemesis.
Jednak teraz tutaj pojawiają się przeszkody, a jest ich całkiem sporo. Członkostwo w partii komunistycznej, a następnie postkomunistycznej, problemy wizerunkowe, które mogłyby być bardzo łatwo wykorzystane. W końcu niewielu jest takich, którzy faktycznie wierzą w „syndrom goleni prawej” czy chorobę filipińską. Do tego można jeszcze zaliczyć różne zarzuty o korupcję, które pojawiały się przez lata, włącznie z powiązaniami z prorosyjskim Janukowyczem.
Jak nie drzwiami to oknem, próbować trzeba
Więc odrzucając samego Aleksandra Kwaśniewskiego można by poruszyć ten temat w ogóle jako wyzwanie dla naszego MSZ czy MON. Czy Polak mógłby zostać sekretarzem generalnym NATO? Nie bójmy się takich pytań zadawać, bo w końcu jest to rzecz naturalna, tym bardziej, iż nasza rola w Sojuszu jest w tym momencie kluczowa i powinna się utrzymać na wysokim poziomie w najbliższym czasie.
Należałoby zatem zadać sobie pytanie czy mamy w ogóle kandydata do takiego stanowiska? Chociaż tutaj bardziej należałoby zapytać naszego MSZ wraz z MON. Wybór nowego sekretarza generalnego NATO przypada na końcówkę września. Może więc warto by było przynajmniej spróbować wykorzystać taką sytuację? Bo o ile giełda nazwisk poszerza się już o prezydentów czy premierów ze Słowacji, Finlandii, Rumunii, Litwy czy Estonii, to z naszej strony panuje na razie złowroga cisza.