87 sek., czyli rzecz o Mirosławie Hermaszewskim

myslpolska.info 1 dzień temu

Mamy drugiego Polaka w kosmosie. To cieszy. Niestety, obserwując przekazy telewizyjne, czytając teksty i słuchając radia trudno nie zauważyć aroganckich prób manipulacji historią. Traci na tym Sławosz Uznański, tracimy także my wszyscy.

Bo jak rozumieć wypowiedź w TVN pewnej „mądrej” głowy, która stwierdziła, iż co prawda Hermaszewski był pierwszym kosmonautą, ale Uznański jest pierwszym astronautą? Dla niej to coś lepszego, a przecież to tylko synonim, różnica w nazewnictwie. Rosjanie swoich ludzi w kosmosie nazywają kosmonautami, a Amerykanie astronautami. O Cenckiewiczu nie będę pisał, bo zasługuje tylko na pogardę. Wiem, iż w tej chwili rządzący chcieliby usunąć z naszej pamięci gen. Mirosława Hermaszewskiego, a przynajmniej zdeprecjonować jego historyczny wyczyn. Jakich argumentów by nie używali, jakich manipulacji by się dopuszczali, to i tak gen. Mirosław Hermaszewski ZAWSZE będzie PIERWSZYM POLAKIEM W KOSMOSIE! I nic tego nie zmieni.

Historia jego życia, jest równie niezwykła jak sam lot w kosmos. Znaliśmy się z Generałem od wielu lat. Mnóstwo rozmów, wspomnień, dykteryjek i gorzkich refleksji. Także wspólnych wypadów w Polskę.

Byłem z nim kilka razy na cmentarzu żołnierzy radzieckich w Radomiu. Jeździł tam co roku składać kwiaty i zapalać znicze na grobie ojca swojego towarzysza lotu kosmicznego i zarazem przyjaciela, Ilji Klimuka.

– Ja mogę na grobie taty Piotra złożyć kwiaty – powiedział kiedyś, gdy siedzieliśmy u niego w salonie popijając delikatną wiśniówkę. – On, niestety, nie może zrewanżować mi się tym samym.

Gorzkie konsekwencje historii. W nocy z 25 na 26 marca 1943 zdziczała horda ukraińskich zbrodniarzy, uzbrojonych w drągi, siekiery, widły, kosy, łańcuchy, broń palną i we wszystko, czym można było nie tylko zabić, ale i zadać jak najwięcej cierpień, okrążyła spokojnie śpiące Lipniki. Podpalili zabudowania i rozpoczęli rzeź.

Hermaszewskich o zbliżającym się ataku banderowców uprzedził sąsiad, Ukrainiec, który niedługo został za to bestialsko zamordowany przez swoich rodaków. Ojciec Mirka, wraz ze starszymi synami, bronił wsi. Matka, z małym, kilkumiesięcznym Mirkiem w beciku, i córkami uciekała przez pole do lasu. Goniła ich wataha banderowców. Rozmawiałem z panią Sabiną Hermaszewską. Miała wtedy 5 lat. Nagrywałem jej wspomnienia w Wołowie, miasteczku w którym po wojnie osiedli Hermaszewscy i w którym Mirek ukończył liceum.

– Trzymałam mamę za rękę – wspominała pani Sabina. – Biegłam co sił w nóżkach. Słyszałam za sobą przekleństwa goniących nas banderowców, słyszałam trzask płonących domów, krzyki mordowanych i świst przelatujących kul. Zamknęłam oczy i zaczęłam się modlić: Panie Boże, nie chcę by poćwiartowali mnie siekierą, spraw bym zginęła od kuli.

Zamarłem. Patrzyłem w oczy pani Sabiny przerażony modlitwą dziecka. Dziecka marzącego o śmierci. Z tego wszystkiego zapomniałem wyłączyć kamerę.

Dzieci z matką przeżyły. Ojciec kilka dni później zginął od skrytobójczej kuli banderowca, gdy pojechał na pola odzyskać część z jesiennych zasiewów. Wrócił z kulą w piersiach. niedługo zmarł.

– Wiem, kto zabił mojego ojca – mówił Generał. – Znam jego nazwisko.

– Kto to? – próbowałem dopytywać.

– Nie czas o tym mówić – odpowiadał. – Jeszcze nie czas.

Kilka razy jeździł z bliskimi do Lipnik na grób pomordowanych. Spoczywali w zbiorowej mogile obok dawnego domu ludowego. Miejsce uświęcone krwią Polaków wskazywał kopiec i pamiątkowa tablica: „Tu spoczywają szczątki 182 niewinnych ludzi”.

Tak było jeszcze w latach 60. XX wieku. Gdy 20 lat później zjawił się tam ponownie kopca już nie było.

– Podobno przeszkadzał miejscowym w pracach polowych – wyjaśnił. – Szczątki zamordowanych przeniesiono na cmentarz w pobliskiej Białce.

Lubiłem rozmawiać z Generałem. Lubiłem jak ze swadą snuł swoje opowieści, lubiłem jego poczucie humoru i dystans do siebie.

Cały czas mam w głowie jego relację z egzaminów do szkoły „Orląt” w Dęblinie. Zwłaszcza wyścig na 1,5 km po żwirowej bieżni. Nie dawali mu żadnych szans. A on, chudy, wręcz mizerny, ale diablo wysoki, zawziął się i wygrał. Gdy stanął przed komisją kwalifikacyjną kręcił się przestępując z nogi na nogę.

– Co się tak wiercisz? Dlaczego nie stoisz na baczność?! – wzburzył się jeden oficerów podchodząc energicznie do Mirka.

– I wtedy zobaczył, iż z moich bosych stóp ciekną stróżki krwi. To zrobiło na nim piorunujące wrażenie. Nie mógł uwierzyć, iż biegłem boso. Nie było mnie stać na trampki, a butów było mi szkoda. Nie chciałem ich zniszczyć.

Na zdjęciu: gen. Mirosław Hermaszewski i Sławomir W. Malinowski przy wirówce w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej w Warszawie. Fot. Tadeusz Rzeczycki.

Byłem też z Generałem na kilku spotkaniach, podczas których opowiadał o podboju kosmosu i swoim locie. Na przykład w Kwidzynie przyszło tak dużo ludzi, iż olbrzymia sala była wypełniona po brzegi (norma), a tłum cisnął się jeszcze w korytarzu. We Fromborku zaciekawiła mnie grupa kilkunastu uczniów podstawówki. Siedzieli na podłodze zasłuchani w jego opowieść. Ani jedna dziewczynka, ani jeden chłopiec nie wyjął komórki. Żadne z dzieci nie okazywało znużenia, a przecież opowiadanie jakie roztaczał przed zebranymi nie należało do prostych. Później zaś były brawa na stojąco i rozdawanie autografów. Ujął mnie pewien chłopiec:

– Zazdroszczę panu tego lotu – powiedział podając karteczkę z prośbą o dedykację. – Marzę o locie w kosmos, ale mi się nie uda. Jestem z małej wsi – dodał już ciszej.

Generał zareagował żywo.

– Ja też jestem z małej wsi – powiedział. – Jak będziesz konsekwentny i będziesz dużo pracował, to zrealizujesz każde swoje marzenie. Tak jak ja.

47 lat temu, 27 czerwca 1978 roku, pierwszy Polak poleciał w kosmos na statku Sojuz 30. Był nim mjr Mirosław Hermaszewski. Lotem dowodził Piotr Klimuk. Dzień później przeprowadzono cumowanie z zespołem orbitalnym „Salut 6” – Sojuz 29. W czasie 8-dniowej misji dokonano 126 okrążeń Ziemi i zostało ustanowionych kilka rekordów Polski zatwierdzonych przez FAI; m.in.: wysokość – 363 km, prędkość lotu – 28 tys. km/h, czas trwania lotu – 190 godzin 3 minuty 4 sekundy, przebyty dystans – 5 273 257 km i inne.

Podczas wspólnego lotu obie załogi przeprowadziły szereg eksperymentów biologicznych, obserwacji Ziemi i badań zorzy polarnej, przy czym część została przygotowana wyłącznie przez polskich specjalistów. Skupiono się przede wszystkim, co jest zrozumiałe zważywszy etap podboju kosmosu, na funkcjonowaniu ludzkiego organizmu podczas długotrwałego pobytu w stanie nieważkości.

Był pośród nich eksperyment o nazwie „Syrena”, polegający na badaniu procesu narastania kryształów HgCdTe w warunkach braku ciążenia, badanie funkcjonowania serca w czasie pracy kosmonauty na statku kosmicznym, wydolności fizycznej kosmonauty bezpośrednio przed startem i po wylądowaniu oraz badanie aspektów psychologicznych adaptacji załogi do warunków lotu kosmicznego.

Ale nie tylko. Część badań miała wymiar czysto praktyczny dla polskiej gospodarki, np. eksperyment „Ziemia”, polegający na fotografowaniu powierzchni Ziemi (lądów i wód) w celu badania jej zasobów.

Mirosław Hermaszewski był 58 człowiekiem w kosmosie. Od jego lotu zmieniło się bardzo dużo. Minęły pionierskie czasy kosmicznych lotów, dni gwiezdnych herosów przyciągające uwagę milionów ludzi na całym świecie okraszonych dreszczykiem emocji.

Dzisiaj podróże w bliski kosmos, to już rutyna, niemal codzienność. Dodatkowo NASA otworzyła Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS) dla prywatnych pasażerów. Już teraz niektórzy mogą spełnić swoje gwiezdne marzenie. Wystarczy, iż będą mieli odpowiedni zasób gotówki. Tak około 60 mln dolarów, bo tyle właśnie wynosi podstawowy koszt lotu jednej osoby na pokładzie kapsuły Crew Dragon od Space X. Tym samym era kosmicznej turystyki została zainaugurowana.

Sławosz Uznański-Wiśniewski jest 635 osobą w gronie tych elitarnych podróżników. Koszt jego lotu, to 65 mln euro.

I właśnie dlatego ukończenie filmu o gen. Mirosławie Hermaszewskim jest tak ważne. Nie tylko o jego locie w kosmos, ale o całym jego życiu. Kilkanaście godzin unikatowych wspomnień, ciekawostki, dykteryjki i ogrom informacji wypełnią dwa 50-minutowe odcinki tego dokumentu. adekwatnie już mógłby się ukazać na telewizyjnej antenie, gdyby nie fakt, iż brakuje mi archiwalnych nagrań z jego lotu statkiem Sojuz 30 i pobycie na stacji Salut 6. By nabyć prawa do ich wykorzystania brakuje 15 tys. złotych. Dlatego założyłem na portalu zrzutka.pl zbiórkę na ten cel. o ile uważacie, iż to ważna sprawa dla nas, naszej historii i osiągnięć Polski, wesprzyjcie ten projekt. Jej adres

https://zrzutka.pl/z/87sek

nr konta: PL96 1750 1312 6887 1669 3699 8091

I jeszcze jedno. Tytuł tego artykułu, jak i tytuł mojego filmu o gen. Mirosławie Hermaszewskim, to 87 sek. Pytanie: kto wie dlaczego?

Sławomir W. Malinowski

Myśl Polska, nr 29-30 (20-27.07.2025)

Na zdjęciu: gen. Mirosław Hermaszewski i Sławomir W. Malinowski przy wirówce w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej w Warszawie. Fot. Tadeusz Rzeczycki.

Idź do oryginalnego materiału