8.05.25. Meandry historycznej pamięci

11 godzin temu

8.05.25. Meandry historycznej pamięci

Co się stało w roku 1025? Pod takim tytułem wydana została pod koniec kwietnia, to jest dokładnie wtedy, gdy ze szczególną intensywnością przebiegały u nas rozmaite uroczystości uświetniające tysięczną rocznicę koronacji Bolesława Chrobrego, niewielka książeczka profesora Przemysława Urbańczyka (Wydawnictwo Zysk i S-ka). W pracy tej na wejściu czytamy:

Gdyby nie niespodziewane nałożenie na głowę Bolesława Chrobrego korony królewskiej, rok 1025 nie zapisałby się tak silnie w polskiej pamięci zbiorowej. To właśnie ta pierwsza koronacja, która podniosła państwo wczesnopiastowskie do prestiżowego statusu królestwa, sprawiła, iż jest to jedna z najbardziej rozpoznawalnych dat w historii Polski.
Był to bowiem nie tylko wielki sukces polityczny, ale także geopolityczny, osiągnięty po ćwierćwieczu długich starań wypełnionym nieziszczonymi nadziejami i gorzkimi rozczarowaniami. Ten sukces przyszedł niemal w ostatnim momencie przed śmiercią wielkiego władcy, który już wcześniej zapewnił sobie pozycję hegemona w Europie Środkowo-Wschodniej, ale długo nie mógł tego zdyskontować królewską koroną. Wprowadzała go ona wreszcie do grona władców o statusie najwyższym po cesarskim, ale długo się tym awansem nie nacieszył, bo zmarł niedługo po koronacji.

Nieco dalej idzie zapowiedź tego, o czym w tej pracy profesor zamierza i nie zamierza mówić:

Chyba nie ma polskiego mediewisty, który choć raz nie odniósł się do Bolesława Chrobrego, bo też jego wpływ na nasze najwcześniejsze dzieje był ogromy we wszystkich sferach rzeczywistości – polityczno-militarnej, społeczno-gospodarczej i kulturowo-religijnej. Niektórzy pokusili się też o syntetyczne prezentacje całości jego długich rządów, obok których trudno przejść obojętnie: Karol Szajnocha (1849), Stanisław Zakrzewski (1925), Andrzej Feliks Grabski (1964), Jerzy Strzelczyk (1999) i Przemysław Urbańczyk (2017).
Tak liczna i fachowa literatura, w której nie brakuje też mojego wkładu (zob. Bolesław Chrobry – lew ryczący, Wyd. Nauk. Uniwersytetu Mikołaja Kopernika zak), sprawia, iż nie ma powodu, aby tutaj przypominać jego barwny życiorys, poza długą historią starań Bolesława o koronę królewską (rozdz. 1.) oraz faktami niezbędnymi do zrozumienia okoliczności, w jakich nastąpiła jego koronacja, tj. sytuacji bezpośrednio ją poprzedzającej (rozdz. 2.), ale też i do zarysowania dalszego ciągu wydarzeń (Co się stało…, s. 10-11).

Powinno być jasne, iż co do samej daty, a także miejsca i przebiegu koronacji nic pewnego nie wiadomo. Urbańczyk pisze:

Bardzo mało wiemy o samej koronacji Bolesława Chrobrego. Nie wiadomo, jakich insygniów w niej użyto, bo żadne z tamtych regaliów nie zachowało się do naszych czasów. Niemiecka żona Mieszka II Rycheza Lotaryńska po jego ucieczce z Polski wyjechała w 1031 roku do Niemiec, wywożąc z sobą polskie insygnia koronacyjne, które prawdopodobnie przekazała cesarzowi Konradowi II. Kształt korony pojawiającej się na niemal wszystkich jego portretach spopularyzował Jan Matejko w swoim Poczcie królów i książąt polskich […]. Wprawdzie nie odpowiada ona wzorcom estetycznym z początku drugiego tysiąclecia, ale do dzisiaj stanowi standardowy atrybut tego władcy, podobnie jak długie wąsy, którymi obdarzył go wielki malarz […].
O dziwo, zachowana tradycja nie przechowała choćby dokładnej daty tego wydarzenia. Wiemy tylko, iż musiało się to stać jakiś czas przed śmiercią Bolesława, która nastąpiła 17 czerwca 2025 roku. w tej chwili narzuca się podejrzenie, iż wybrano 18 kwietnia, bo wtedy przypadła Wielkanoc, której symbolika nadałaby uroczystości pożądanego wymiaru sakralnego. Mogło to być jednak zarówno znacznie wcześniej, jak i tuż przed zgonem monarchy, który mógł być spowodowany jego nagłym wzruszeniem po osiągnięciu upragnionego celu. Niestety, znane nam źródła w żaden sposób nie łączą ze sobą tych dwóch zdarzeń.
Taka sama niewiedza źródłowa skrywa też miejsce, w którym odbyła się ta wielka uroczystość. Jej najbardziej prestiżową i oczywistą lokalizacją byłaby ufundowana przez Chrobrego po 1000 roku gnieźnieńska archikatedra pod wezwaniem ówczesnego patrona państwa św. Wojciecha, którego kości stanowiły jej sakralny kamień węgielny. Nie jest to jednak pewne, bo według wiarygodnej informacji biskupa Thietmara […] ta świątynia spaliła się w kwietniu 1018 roku. jeżeli została wtedy poważnie uszkodzona, to trudno byłoby ją doprowadzić do odpowiedniego stanu w ciągu siedmiu lat. Chyba iż spalił się na przykład tylko dach, który można było względnie gwałtownie wymienić. Alternatywnym miejscem była najokazalsza budowla kościelna w całym państwie, tj. katedra poznańska, zaprojektowana z niezwykłym rozmachem przez Mieszka I (Co się stało…, s. 95 i 97).

Dwa wspomniane miasta, Gniezno i Poznań, walczą aktualnie, o uznanie ich pierwszorzędnej roli w epokowym dla nas momencie, organizując stosowne uroczystości. Gdyby jednak szukał ktoś wiarygodnych informacji historycznych na temat rozmaitych okoliczności tego wydarzenia, znajdzie je w cytowanej pracy. Inna książka Przemysława Urbańczyka (Korzenie Polski), jak również powieści, których bohaterem jest pierwszy król Polski, były już zresztą niedawno przedmiotem tych Zapisków (zob. tekst Gry z przeszłością z 27.02.2025).

Obchody milenijne sprzyjają aktywizowaniu historycznej pamięci. W sposób szczególny. W marcu ukazała się na przykład interesująco opracowana, epicka opowieść, którą doskonale się czyta, pod tytułem Chrobry Rex (Znak Horyzont, Kraków 2025). Tu od razu ważne zastrzeżenie. Wprawdzie „historycy bywają również świetnymi beletrystami”, gdyby przypomnieć uwagę z powieści Elizabeth Finch Juliana Barnesa, ale historyczna powieść i historyczna opowieść nie są synonimami. W tej drugiej nie chodzi o kreowanie literackiej fikcji, o wypełnianie niewiadomych obrazami, bohaterami i zdarzeniami tworzonymi w wyobraźni…

Autor opowieści Chrobry Rex to Michael Morys-Twarowski – absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie ukończył prawo i amerykanistykę oraz obronił doktorat z historii, twórca licznych prac historycznych. Chrobry Rex jest drugim, zmienionym i uzupełnionym wydaniem jego książki Narodziny potęgi z 2017 roku. W Nocie od autora Morys-Twarowski pisze między innymi:

Chrobry byłby świetnym bohaterem filmu – a jeszcze lepiej sprawdziłby się w serialu, składającym się z czterech lub pięciu sezonów. Jednak nie dlatego, iż uchodzi za istotną postać w historii Polski, ale dlatego, iż był wyjątkowym, charyzmatycznym średniowiecznym wojownikiem, który zdobył rozmaite krainy.

Chciałem spojrzeć na Bolesława właśnie z takiej pespektywy, oczywiście z zachowaniem wszystkich prawideł obowiązujących w cechu historyków, czyli opierając się na źródłach i z wykorzystaniem literatury przedmiotu. Każdy piszący o pierwszym królu Polski musi zmagać się z podobnymi problemami: niewielką liczbą przekazów o Chrobrym i wachlarzem hipotez, dotyczących niemal każdej kwestii z nim związanej. Zebranie źródeł polskich, niemieckich, ruskich, czeskich, węgierskich, francuskich czy staronordyckich było niczym przedzieranie się przez gąszcz rozmaitych koncepcji formułowanych przez historyków. o ile przyjmowałem hipotezy mniejszościowe lub formułowałem nowe, szczegółowo wyjaśniam to w przypisach. Mam nadzieję, iż zostaną dostrzeżone w literaturze naukowej – niezależnie od tego, czy przejdą próbę ognia krytyki – bowiem jestem przekonany, iż choćby innym stylem, pozbawionym żargonu akademickiego i przypisów rozbudowanych ponad miarę, można pisać o rzeczach ważnych.

I nade wszystko byłoby wspaniale dostrzec w historii Bolesława Chrobrego coś więcej niż podręcznikowe lub akademickie formułki – pogoń za marzeniem, które udało mu się spełnić. O wypełnieniu przepowiedni zawartej w jego imieniu (Bolesław Rex, s. 399-200).

W opowieści Chrobry Rex jest oczywiście także rozdział dotyczący koronacji Bolesława (zob. s. 357-361). Autor sytuuje wydarzenie w Gnieźnie, w czas Wielkanocy, ale pisze o tym, rozpoczynając od znaczącego przysłówka „przypuszczalnie”. Pewności co do tego nie ma…

Przy okazji warto może wspomnieć także o innej książce cytowanego autora. W 2023 roku ukazała się mianowicie jego Barbarica. Tysiąc lat zapomnianej historii ziem polskich, (Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków). Ta traktuje o czasach sprzed panowania Mieszka I. Autor tak ją charakteryzuje:

Barbarica to książka historyczna oparta na źródłach i literaturze naukowej, głównie z zakresu historii, ale sięgałem też po prace archeologów, językoznawców i genetyków. Nie jest to prosta kompilacja, nie jest to również omówienie wszystkich koncepcji i interpretacji, ale autorska synteza stworzona zgodnie z zasadami historycznego rzemiosła i niech nikogo nie zwiedzie pewna stylistyczna dezynwoltura (Barbarica, s. 345).

Ta „stylistyczna dezynwoltura” powoduje, dodajmy od razu, iż niespecjaliści zainteresowani „zapomnianymi czasami historii ziem polskich” doświadczyć mogą przy czytaniu o dawno minionych dziejach czytelniczej przyjemności. Zwłaszcza gdy się okaże na przykład, iż Lygia z Quo vadis Sienkiewicza była Polką, albo gdy legendy o Kraku i Wandzie nabiorą ciała.

Wszystkie przywoływane wyżej lektury można adekwatnie traktować jako świadectwa historycznej pamięci. Warto jednak zauważyć, iż adekwatnie mamy przy tym do czynienia z oksymoronem. W końcu ludzka pamięć stale przecież zachowuje świadomość jakiejś przeszłości – bliższej lub dalszej, o zdarzeniach dopiero co minionych i minionych dawno temu. Trzeba zatem podkreślić, iż chodzi o elementy indywidualnej i zbiorowej pamięci społecznej i kulturowej, o znaki tego wszystkiego, co określa naszą narodową przynależność, naszą narodową spójność i tożsamość. Na marginesie dodajmy, iż mniej więcej dziesięć lat temu powstał choćby specjalny słownik, który gromadzi i wyjaśnia znaczenie tych w jakimś stopniu nakładających się na siebie pojęć i innych z nimi związanych (zob. Modi memorandi. Leksykon kultury pamięci, red. Magdalena Saryusz-Wolska, Robert Traba, współpraca: Joanna Kalicka, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe Scholar 2014).

Kiedy mowa o pamięci historycznej, w tym o historycznej pamięci zbiorowej, warto zdawać sobie sprawę z tego, iż niekoniecznie chodzi tylko o wydarzenia z zamierzchłych czasów oraz iż pamięć zbiorowa różnych nacji zależy od kontekstu wydarzeń, które ich dotyczyły, od perspektywy, z której dane sytuacje są wartościowane. Weźmy oto książkę Cezarego Koryckiego Protokół rozbieżności. Historia Polski bez histerii (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025).

Tytuł mówi sam za siebie. Protokół rozbieżności to książka, która pozwala spojrzeć na historię Polski oczami innych narodów i zderzyć ją z naszymi wyobrażeniami. Okaże się, iż to, co dla nas oczywiste, dla innych wcale takie oczywiste nie jest, iż to samo w żadnym razie nie wygląda tak samo, iż to, o czym z dumą pamiętamy, inni dawno zapomnieli, choć brali w tym udział, ale też, iż wśród nas da się wyróżnić „turbolechitów” i takich, którzy reprezentują raczej „pedagogikę wstydu”.

Korycki jest znanym popularyzatorem historii i producentem filmów dokumentalnych o tematyce historycznej. W nocie ze skrzydełka jego książki czytamy, iż aktualnie „prowadzi kanał, podkast i fanpage Historia, jakiej nie znacie dostępne w serwisach YouTube, Spotify i na Facebooku” oraz iż „jest również gospodarzem cyklu audycji Inne historie Polski na kanale Muzeum Historii Polski”. Protokół rozbieżności to siedemnaście rozmów autora z historykami reprezentującymi inne kraje. Rozmowy dotyczą relacji z Niemcami, Litwą, Szwecją, Ukrainą, Izraelem, Słowacją, Francją, Wielką Brytanią, Łotwą, Austrią, Czechami, Białorusią, Stanami Zjednoczonymi i Rosją Dwukrotnie wracają sprawy z Niemcami, Litwą i Ukrainą. Za każdym razem jednak rozmówcą jest inny historyk.

W zapowiedziach Protokołu rozbieżności można znaleźć przykłady pytań, na które odpowiedź przynoszą przedstawiane w książce rozmowy. Wśród nich takie choćby, jak: Czy Niemcy wiedzą dziś jeszcze, czym była bitwa pod Grunwaldem? Albo: Czy Szwedzi uczą się w szkole o potopie? Okazuje się, iż to, co w jakimś stopniu wspólne i dla nas zasadniczo istotne, przez innych bywa od dawna całkiem zapomniane. Bywa też odwrotnie. Dobrze jest mieć tego świadomość, ale…

Warto zauważyć także, w jaki sposób w różnych miejscach świata politycy pracują nad kształtowaniem reprezentowanych przez siebie wizji historii i jak używają swych wpływów w odniesieniu do edukacji, by wpływać na kształtowanie się zbiorowej świadomości swych pobratymców. Nie bez przyczyny w książce Koryckiego co rusz wraca kwestia podręczników do historii dopuszczanych do użytku szkolnego w różnych krajach, w tym informacje o próbach tworzenia wspólnych komisji podręcznikowych.

W takim razie warto może na koniec tych uwag wrócić do wspominanej wyżej powieści Juliana Barnesa i zastanowić się nad możliwościami myślenia niezależnego. Jej bohaterka, Elizabeth Finch, nauczycielka, przypomina oto w pewnym momencie swoim uczniom zdanie francuskiego historyka i filozofa Ernesta Renana (1823-1892): „Opaczne rozumienie własnej historii jest częścią bycia narodem”. A w komentarzu dodaje:

Zwróćcie uwagę, proszę, na to, czego on nie napisał, iż „Opaczne rozumienie własnej historii jest częścią stawania się narodem”. Byłoby to również prawdą, ale daleko mniej prowokującą. Znane nam są mity założycielskie, na których państwa bazują i które fanatycznie upowszechniają. Na przykład mity związane z heroiczną jakoby walką przeciw okupantowi, przeciwko tyranii arystokracji i Kościoła; łączące się z wojennymi zmaganiami, w których ogniu rodzą się męczennicy, ich zaś krew zasila słabe jeszcze i rachityczne drzewo wolności. Jednak Renan nie to ma na myśli. On powiada, iż opaczne rozumienie własnej historii jest częścią bycia narodem. Czyli innymi słowy, po to, żebyśmy uznawali za prawdę to, co wedle naszego mniemania reprezentuje nasz własny naród, musimy nieustannie, dosłownie każdego dnia, poprzez myśli i czyny, drobne oraz duże, okłamywać samych siebie, wytrwale powtarzając sobie pokrzepiające bajki do poduszki. Mity o wyższości rasowej bądź kulturowej. Wiara w dobrych monarchów, nieomylnych papieży i uczciwie rządy. Przeświadczenie, iż religia, w której się urodziliśmy albo którą przyjęliśmy, jest akurat jedynym odłamem wyznaniowym głoszącym prawdę w gąszczu setek pogańskich wierzeń i herezji.
A ów rozdźwięk pomiędzy tym, kim naprawdę jesteśmy, a kim jesteśmy jedynie według własnego przekonania, przywodzi na myśl, w sposób naturalny, narodową hipokryzję, której my, Brytyjczycy, jesteśmy powszechnie znanym przykładem. To znaczy powszechnie znanym przez tych, którym nieuchronnie zaćmiły spojrzenie hipokryzje adekwatnie ich narodom (Julian Barnes, Elizabeth Finch, przeł. Bartłomiej Zaorski, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2023, s. 60-61).

Tego rodzaju uwagi dotyczą w jakimś stopniu każdej nacji. Nic bowiem nie jest tak proste i oczywiste, jak by się chciało, a „politycy – gdyby jeszcze raz przywołać powieść Barnesa – są głównie po to, żeby sprawiać ludziom zawód” (jw., s. 71). Na przykład historykom, gdy bez żadnych wahań, jak w naszym sejmie, wskazują datę i miejsce koronacji Bolesława Chrobrego – 18 kwietnia w Gnieźnie! „Parlament locuta, causa finita!” – napisze potem cytowany wyżej profesor Urbańczyk (zob. Historia urojona, upleciona z pseudofaktów. Skąd Parlament wiedział, gdzie i kiedy koronowano pierwszego króla Polski?, w: „Gazeta Wyborcza” z 6.05.2025).

Gra symbolami ma dla polityków znaczenie zasadnicze. Co do tego wątpliwości nie ma. Także wtedy – by jak zwykle zakończyć te Zapiski odniesieniem do szkoły – gdy rządzący narzucają obowiązujący model edukacji powszechnej.

Idź do oryginalnego materiału