Balon, który pracowicie pompował Kącki przez prawie 50 tys. znaków swojego eseju, jednym postem na Facebooku przebiła Karolina Rogaska. "Marcin, skoro byłeś tak szczery w swoim tekście, dlaczego nie napisałeś wprost, co zrobiłeś mi i innym dziewczynom? Czemu nie napisałeś, iż moje wielokrotne NIE potraktowałeś jak niebyłe, czemu nie padło, jak rzuciłeś do mnie, iż "teraz odmawiasz, a po 30-stce nie będziesz już tak wybrzydzać i będziesz r****ć się jak popadnie"? Jak za stosowne uznałeś rozebranie się i masturbację mimo mojego ewidentnego przerażenia?" - napisała w dzień po publikacji tekstu Kąckiego.
REKLAMA
Zobacz wideo
Piekło kobiet. Przemoc seksualna to w Polsce codzienność
Karolina Rogaska jest dziennikarką "Newsweeka" i absolwentką Polskiej Szkoły Reportażu (w której wykładał Kącki). Kilka tygodni temu powiadomiła Instytut Reportażu o opisanej powyżej sytuacji z Kąckim, a ten został w rezultacie odsunięty od pracy ze studentami. Później rozmawiał z Rogaską przez telefon, a w piątek opublikował w "Gazecie Wyborczej" swój tekst. Jak napisała dziennikarka: po rozmowie z Kąckim początkowo chciała zamknąć temat, myśląc, iż "może rzeczywiście coś zrozumiał". Zmieniło się to właśnie po jego piątkowej publikacji. "Tym tekstem naplułeś mi, Marcinie, w twarz" - pisze Rogaska.
No to sprawdźmy, jak nie przepraszać, nie przyznawać się i nie spowiadać. Być może przyda się to zwłaszcza niemałej grupie, która w tekście Kąckiego początkowo zobaczyła wyłącznie frazę, odwagę i "bebechy", a nie zobaczyła niczego, co brzydko pachnie.
Czytaj także:
Kącki pisze o "kobietach źle kochanych". "Naplułeś mi, Marcinie, w twarz"
1. Jak się żalisz, to się nie chwal.
No dobra, chlałem, zaniedbywałem dzieci i zraniłem wiele kobiet, ale hej, pamiętajcie, iż ostrzem swojego pióra zamykałem w więzieniu bydlaków, iż byłem wielkim uwodzicielem, iż mam "kurewsko szyderczy dowcip", iż choćby kłamałem świetnie. Czekacie na to, o co mi w sumie chodzi, na czym polegało to "złe kochanie" kobiet z tytułu? No to jeszcze poczekacie, bo teraz to wam opowiem, jak przez moje reportaże bandyci rozwalili mi ucho, bo odmówiłem policyjnej ochrony - a wtedy ja, Despero poznańskiej Wyborczej, znalazłem sprawcę i go zmusiłem, żeby "służył mi wiernie jak pies". Opowiem, jak prowadziłem śledztwa, czujny jak myszołów, jak kojarzyłem fakty, zawężałem kręgi i nurkowałem, by zabić. Tak mniej więcej to wygląda z perspektywy czytelniczki przedzierającej się przez piątkowy tekst Kąckiego.
Nie neguję tego, iż Marcin Kącki narażał się, żeby robić swoje materiały. Nie neguję także tego, iż te materiały były ważne. Ale trzeba się zdecydować, czy się wyznaje winy, czy się stawia sobie pomnik, i może w ogóle trochę głupio jest stawiać sobie pomnik własnymi rękami.
2. Kobiety nie są rekwizytami w dramacie twojego życia.
"Lubiłem towarzystwo kobiet, bo czułem się przy nich bezpieczny, zaopiekowany, (...) nie poznałem nigdy kobiet złych, a prawie zawsze źle kochane, także przeze mnie. Usynawiały mnie albo chodziły ze mną do łóżka, pocieszały, kazały się leczyć albo spierdalać" - pisze Kącki. Kobiety to u niego jakaś mglista zbiorowość, duch unoszący nad wodami, a w najlepszym razie cały korowód schematów. Jest wiecznie zmartwiona matka. Jest siostra, która domaga się od brata pieniędzy. Jest dziewczyna poznana w knajpie, która zachodzi z nim w ciążę, a on ugina się pod ciężarem zobowiązań (ona, dziwnym trafem, nie). Jest kochanka, która szuka w jego oczach "złudzenia miłości". Są dziewczyny z agencji towarzyskiej, o złotych sercach i oczach pomalowanych jak motyle. Jest też obecna partnerka, która uleczyła go miłością, bo taka jest najwyraźniej rola kobiet na tym świecie: tulić bohaterów poranionych w walce ze swoimi demonami. Kto miałby tulić i leczyć kobiety i ich demony - nie wiadomo.
Czytaj także:
"Wyborcza" zawiesza Kąckiego. To pokłosie oskarżeń o molestowanie
3. Nie szafuj nazwiskami zmarłych przyjaciół.
Przepraszam, w tekście Kąckiego pojawia się jedna szczególna bohaterka, o której jest dużo i z nazwiska: Ewa Wanat. Kącki dużo pisze o tym, jak z Wanat, swoją przyjaciółką, "szlifują dziennikarski etos" i dyskutują o własnych grzechach. Cały tekst zresztą powstał dlatego, iż Kąckiemu się Wanat przyśniła. We śnie mówiła mu, żeby "napisał o sobie tak, jak pisał o innych, czyli szczerze, czyli nie do zniesienia".
Ewa Wanat umarła w niecały miesiąc przed publikacją tekstu. Nie może się do niego w żaden sposób ustosunkować, nie ma szans na odpowiedź. Jak komentuje Manuela Gretkowska: "Z nieżyjącej dziennikarki zrobił patronkę swojego draństwa, wykorzystując ją jak inne kobiety. "Ona o wszystkim wiedziała". Ale obronić się przed tymi słowami Kąckiego nie może".
4. Trudne dzieciństwo to nie wymówka, terapia to nie karta wyjścia z więzienia.
"W ciągu tych siedmiu lat, gdy tworzymy dom, zaliczam dzięki niej różne terapie" - tak z kolei Kącki pisze o swojej obecnej partnerce. Dzięki tym dwóm połączonym mocom - miłości oraz psychoterapii - reporter ograniczył alkohol, hoduje róże i urządził z sąsiadami wspólny ogród, w którym obserwuje gwiazdy. Brzmi to jak wspaniałe życie, ale czego adekwatnie dowodzi? Terapia to coś, co robi się dla siebie, nie dla osób, które się kiedyś skrzywdziło. YouTuberzy Krzysztof Gonciarz i Gargamel, których byłe partnerki oskarżyły niedawno - odpowiednio - o manipulację młodszymi kobietami i przemoc domową, też tłumaczyli, iż są w terapii, jakby to miało załatwić sprawę.
Zbrojny we wglądy przekazane przez terapeutów, Kącki wspomina też o tym, jakie emocjonalne skutki miała dla relacji w jego rodzinie śmierć brata. I to też rozbraja w sekundę Karolina Rogaska. "Ja też mam za sobą dużo trudnych przeżyć - widzisz, Marcin, tobie zmarł brat, a mi siostra - nigdy nie pomyślałabym jednak, żeby traktować ten fakt jako usprawiedliwienie dla potraktowania kogoś innego źle".
5. Na miły Bóg, nie porównuj swoich stóp do stóp uchodźcy na białoruskiej granicy, odpuść sobie Marka Edelmana i "prywatny Umschagplatz".
Marcin Kącki: "Pobiegłem/doczołgałem się do redakcji, ciuchy na mnie wyschły, trampki skrobałem z błota, stopy miałem odmoczone jak uchodźcy na tych rujnujących dzisiaj zdjęciach i śmierdziałem jak sushi".
Nie powiem nic lepszego niż Marianna Wartecka z fundacji Ocalenie: "To zdanie doskonale reprezentatywne dla poziomu zastosowanej przez niego instrumentalizacji wszystkich i wszystkiego - w tym cudzych krzywd i traum - po to, żeby napisać o Sobie. Nie, nie miał Pan takich stóp. I nie jest Pan ofiarą".
Marcin Kącki: "I bałem się, iż zostanę bez przyjaciółki, która zbierała moje żale na ostro, gdy mówiła na przykład, ale co ty pierdolisz, jeżeli Marek Edelman był dobrym człowiekiem, a przeszedł piekło, to jest dla nas nadzieja, iż nie zapędzimy się na własny Umschlagplatz".
Nie powiem nic lepszego niż Jakub Wiech: "Pan Kącki wplótł do tekstu postać Marka Edelmana i zbudował wokół niej pewną figurę retoryczną o piekle człowieka. Tylko, iż na Marka Edelmana piekło sprowadzili Niemcy i wywołana przez nich wojna. A piekło na pana Kąckiego sprowadził pan Kącki - i jego własne wybory".
6. Jak piszesz tekst o tym, iż krzywdziłeś kobiety, może nie recenzuj w nim MeToo.
Może i jestem częścią problemu, ale jestem też jego badaczem. Oto ja, motyl i entomolog naraz - tak wydaje się ustawiać w tekście Kącki. Opisuje m.in., jak rozmawiał z mężczyznami o tym, czego się boją w MeToo. "Strach przed nagonką oraz potrzeba pielęgnowania własnego autorytetu, tak pamiętałem te rozmowy, często szeptem, jakby ścigało gestapo" (gestapo, rozumiecie). Jest tu "rewolucja, która karmi się strachem", ma swoje "skrajne oblicze", "swoją propagandę", "brzydzi się umiarem". Jak pisze Aleksandra Pakieła, koordynatorka w Instytucie Reportażu, która w sobotę pierwsza zasygnalizowała, iż zna historie skrzywdzonych kobiet: "Niezwykle uderzył mnie fragment [tekstu Kąckiego], który - według mnie - jest czystą manipulacją. Metoo sprzyja wyniesieniu każdej URAZY do rangi przestępstwa? (...) To, co się stało, urazą nie jest. Urazą dla skrzywdzonych kobiet jest za to tekst Marcina".
Kącki powołuje się też na feministki, bo przecież zna i czytał, a choćby podrzucał córkom. Padają nazwiska: Rebecca Solnit, Renata Lis, Patrycja Wieczorkiewicz, Katarzyna Wężyk. Wężyk napisała po tym: "W sumie nie wiem, co Marcin u mnie wyczytał, nie do końca to z tego zdania wynika, ale poczułam się trochę tak, jakbym tu oto potwierdzała, iż tak, autor się zmienił. Poczułam się potraktowana instrumentalnie". Lis: "Ostatnia rzecz, jakiej spodziewałam się w tym tekście, to moje nazwisko. W jakiej funkcji ono tu występuje? Pojęcia nie mam. Deklarowana intencja brzmi w moim uchu nieszczerze". Wieczorkiewicz: "Sam tekst Marcina mnie zasmucił i rozczarował. No i wkurzył tym bardziej, iż pada tam moje nazwisko. Czuję, iż próbował wytrzeć nim sobie twarz, jak pozostałymi wymienionymi feministkami". Nie odniosła się tylko Rebecca Solnit, być może z tej przyczyny, iż nie czyta po polsku.
Czytaj także:
Kącki tłumaczy się z tekstu. "Uwierzyłem, iż mogę facetom pokazać moją drogę"
7. Zdecyduj się, czy żałujesz, bo jak nie, to po co piszesz?
"Dziennikarstwa, mojego dziennikarstwa, nie uprawiałem bezkarnie" - zaczyna swoją opowieść Kącki. Dziennikarstwo - które w ogóle urasta w tym tekście do rangi złotego cielca, przekleństwa, błogosławieństwa, anioła, demona i nemezis naraz - faktycznie należało do niego, kara rozłożyła się już demokratycznie, na więcej osób. Cierpiał nie tylko sam dziennikarz-bohater, ale też jego rodzina, dzieci i wszystkie te widmowe zranione kobiety, do których dzwonił (choć nie do wszystkich, bo do najbardziej pokrzywdzonych się bał).
A mimo wszystko Kącki podsumowuje tak: "Latem, gdy Ewa [Wanat] żyła resztką nadziei dla siebie, pytała, co byśmy zmienili w przeszłości. Jej rozważań nie przytoczę, bo są zbyt intymne, ale ja powiedziałem, iż jednak nic bym nie zmienił. Że ta droga z lękami, szajbami, przygodami, z ranami zadawanymi w słusznej i niesłusznej sprawie, iż tak na końcu to staraliśmy się być ludźmi i kochaliśmy to nasze dziennikarstwo, często miłością niewdzięczną, i robiliśmy nasze rewolucje, czyli śledztwa, reportaże, prowokacje, zamykaliśmy złych mężczyzn, gdy o metoo nikt jeszcze nie słyszał". No jakoś nie widać w tej romantycznej wizji skomplikowanego życia żałosnego kadru: czterdziestoletniego chłopa, który ściąga spodnie i się masturbuje przy przerażonej młodej dziewczynie.
Nie sądzę, iż każdego człowieka, który kiedyś kogoś skrzywdził, z automatu trzeba skazać na wieczną infamię (jak bali się ci panowie, z którymi Kącki rozmawiał o MeToo). Można mieć na sumieniu coś złego - i można żałować, posłuchać pokrzywdzonej, szczerze przeprosić, zadośćuczynić (jeśli to możliwe), a potem może przez jakiś czas nie pchać się na świecznik.
A można też mieć na sumieniu coś złego i napisać na tej kanwie swoją własną hagiografię zakończoną myślą, iż w sumie to było fajnie.
***
Przemoc seksualna to każdy niechciany kontakt seksualny. Z danych UNICEF wynika, iż na całym świecie tego rodzaju przemocy doświadczyło około 15 milionów nastolatek między 15. a 19. rokiem życia, ale tylko 1 procent nastolatek zwraca się z prośbą o pomoc do profesjonalisty. Badania wskazują, iż u 80 proc. ofiar gwałtu rozwija się zespół stresu pourazowego (PTSD).
o ile jesteś ofiarą przemocy seksualnej, pomoc możesz uzyskać, dzwoniąc np. do Poradni Telefonicznej "Niebieska Linia" - 22 668 70 00 (7 dni w tygodniu, w godzinach 8-20) lub na całodobowy telefon interwencyjny Centrum Praw Kobiet - 600 070 717.