6 bezcennych bombowców na małej wysepce. Wielce wymowna groźba kolejnej wojny

1 tydzień temu
Zdjęcie: Fot. USAF


Amerykańskie wojsko wykonuje ruchy, które są tożsame z przygotowaniami do wojny z Iranem. Ewidentnie jest to związane z tym, iż Donald Trump naciska na Teheran, aby zasiadł do stołu negocjacyjnego z USA. Pentagon musiał dostać rozkaz, aby podnieść napięcie.
Przygotowania są jak najbardziej realne, a choćby przesadzone. Nie ulega wątpliwości, iż na Bliskim Wschodzie i w basenie Oceanu Indyjskiego rośnie amerykański potencjał do przeprowadzenia uderzenia na Iran. Nie oznacza to jednak, iż wojna na pewno wybuchnie niebawem. Być może skończy się tylko straszeniem, ale jest ono poparte realnymi możliwościami.


REKLAMA


Ciężka pięść w pobliżu Iranu
Najbardziej skrajnym i wręcz przesadzonym pokazem siły jest przebazowanie przez Amerykanów co najmniej sześciu bombowców strategicznych B-2 do bazy Diego Garcia, położonej na niewielkim atolu o tej samej nazwie na Oceanie Indyjskim. Formalnie należy do Wielkiej Brytanii, ale w największym stopniu korzystają z niej Amerykanie. To najważniejszy przyczółek ich lotnictwa strategicznego w regionie. Po zimnej wojnie używany raczej mało intensywnie. Nie stacjonują tam na stałe żadne oddziały bojowe wojska USA. Jedynie czasowo w zależności od potrzeb pojawiają się najczęściej bombowce, samoloty transportowe i latające cysterny.


W minionym tygodniu na zdjęciach satelitarnych bazy dostrzeżono jednak pojawienie się nadzwyczajnych gości, czyli rzeczonych bombowców, które mają swoją bazę w Whiteman w stanie Missouri. Amerykanie mają tych maszyn tylko 19, z czego w danym momencie gotowych do działania zwykle jest maksymalnie 2/3. Czyli na Diego Garcia trafiło około połowy sprawnej floty najcenniejszych bombowców strategicznych USA. Mniejszą liczbę Amerykanie mogliby ukryć w pobliskich hangarach, ale najwyraźniej nie mieli problemu z wystawieniem B-2 na widok satelitów. Można przypuszczać, iż wręcz o to chodziło. Sygnał pod adresem Iranu jest bowiem wymowny.
B-2 są jedynymi nosicielami GBU-57 MOP, czyli bardzo ciężkich bomb penetrujących. Stworzono je w pierwszej dekadzie tego wieku głównie z myślą o atakowaniu głęboko ukrytych pod ziemią zakładów związanych z rozwojem i produkcją broni jądrowej Iranu oraz Korei Północnej. Ważą po 12 ton i mają być zdolne do przebicia choćby 60 metrów skał oraz betonu. jeżeli Amerykanie chcieliby faktycznie zaatakować irańskie podziemne zakłady wzbogacania uranu czy magazyny rakiet, to najpewniej musieliby to zrobić właśnie duetem B-2 i GBU-57. Ustawienie ich rządkiem na płycie postojowej bazy Diego Garcia, standardowej bazy dla bombowców strategicznych USA wykonujących ataki na Bliskimi Wschodzie, to jednoznaczny sygnał.
Choć jednocześnie nieoficjalni informatorzy amerykańskich mediów twierdzą, iż maszyny są wykorzystywane aktualnie do uderzeń na sponsorowany przez Iran ruch Hutich w Jemenie. Jest to jednak delikatnie rzecz biorąc przesadny środek, ponieważ B-2 są cenne i drogie w eksploatacji, a jemeńscy bojówkarze mają jedynie szczątkowe zdolności obrony przeciwlotniczej, do której unikania zaprojektowano te maszyny. Wysłanie przy okazji sygnału do Iranu może czynić takie ich wykorzystanie bardziej racjonalnym.


Dodatkowa mobilizacja w rejonie
Wymowność obecności B-2 na Diego Garcia potwierdza też pośrednia reakcja Iranu. Od momentu pojawienia się doniesień o bombowcach, gwałtownie pojawiły się sugestie, iż irańskie siły zbrojne są gotowe skutecznie zaatakować bazę na atolu. Napisał o tym choćby w minionym tygodniu brytyjski "The Telegraph", powołując się na anonimowego przedstawiciela korpusu dyplomatycznego Iranu. Miał on wręcz sugerować, iż w Teheranie realizowane są dyskusje nad pokazowym atakiem rakietami i dronami skierowanym ku Diego Garcia, ale mającymi spaść do oceanu w bezpiecznej odległości. Nic takiego się nie stało.
Diego Garcia nie ma żadnej własnej obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Dotychczas nie była potrzebna ze względu na brak stacjonujących tam na stałe istotnych celów, jak i znaczącą odległość od najbliższego potencjalnego przeciwnika, czyli Iranu. To około 3,8 tysiąca kilometrów, co czyni atak trudnym. choćby z Jemenu jest to 3,3 tysiąca kilometrów. Nie jest znane istniejące w większych ilościach irańskie uzbrojenie zdolne pokonać taki dystans, nie licząc produkowanych pojedynczo rakiet nośnych używanych do prób wynoszenia satelitów. Jak Iran realnie chciałby bazie zagrozić, trudno powiedzieć.
Jednocześnie Amerykanie przesuwają w region dodatkowe siły floty. Jeszcze w marcu zapowiedziano, iż do operującego w pobliżu Półwyspu Arabskiego zespołu skupionego wokół lotniskowca USS Harry S. Truman, dołączy przysłany z Oceanu Spokojnego zespół USS Carl Vinson. Przed weekendem przeszedł przez cieśninę Malakka i znalazł się na Oceanie Indyjskim. Aktualnie może już być gdzieś w jego centralnej części. Również pod koniec minionego tygodnia jeden z cywilnych entuzjastów śledzący ruchy okrętów na zdjęciach satelitarnych dostrzegł najpewniej amerykański niszczyciel typu Arleigh Burke idący kursem na Diego Garcia. 4 kwietnia był około 650 kilometrów na północny wschód od bazy. Teraz może być już w jej bezpośredniej okolicy. Okręty tego typu czasem zawijają na Diego Garcia, ale rzadko i na krótkie wizyty. Są natomiast standardowym narzędziem floty USA do obrony przed atakiem z powietrza.
Arabskie media donoszą też o wzmacnianiu lądowej obecności USA w rejonie, w postaci sił przerzucanych do Izraela. W weekend między innymi portale gazet "Al-Arabija" i "Al-Hadat" podały nieoficjalną informację o dostarczeniu elementów kolejnej baterii systemu antyrakietowego THAAD. Pierwsza jest w Izraelu już od minionego roku i pomagała odpierać irańskie ataki rakietowe. Teraz miała tam zostać dostarczona druga, lub jej elementy. Amerykanie mają ich tylko 7, więc przeniesienie 2 do Izraela oznaczałoby istotny wysiłek na rzecz obrony tego kraju. Brak jednak oficjalnego potwierdzenia, albo jednoznacznych dowodów na faktyczne przemieszczenie THAAD. Arabskie media twierdzą również, iż do Izraela trafiły dwie dodatkowe baterie systemu Patriot, będącego niższym szczeblem ochrony antyrakietowej THAAD. W przypadku zaognienia konfliktu z Iranem lub wręcz nalotów na to państwo, Izrael na pewno byłby pierwszym i głównym celem uderzeń odwetowych. Wzmacnianie jego obrony jest więc w interesie Amerykanów i na pewno jest też jednym z podstawowych żądań Izraela na wypadek przygotowań do ataku na Iran.


Irańska bomba tuż za rogiem
Wszystko to zgrywa się z politycznymi manewrami związanym z parciem Trumpa do jakiegoś rodzaju negocjacji z Iranem i nowego układu ograniczającego jego prace nad bronią jądrową. Obecny prezydent USA wycofał się z poprzedniego (JCPOA) podczas swojej pierwszej kadencji w 2018 roku. Bez udziału Amerykanów i wobec nałożonych przez nich sankcji na Iran, porozumienie negocjowane przez długie lata i obowiązujące od 2016 roku, zawaliło się. Stało się tak pomimo jego poparcia przez wszystkich zaangażowanych, poza administracją Trumpa i Izraela. Teraz amerykański prezydent chce nowego, "lepszego" układu. Jak konkretnie miałby wyglądać, nie jest jasne. Trump zagroził jednak pod koniec marca, iż jeżeli Iran nie przystąpi ochoczo do negocjacji i nie zostanie osiągnięte porozumienie, to odpowiedzią będzie "bombardowanie, jakiego jeszcze nigdy nie widzieli".
Iran na razie nie wyraża woli przystąpienia do bezpośrednich negocjacji z USA. Prowadzona jest komunikacja poprzez służący za pośrednika Oman. W najbliższy weekend ma tam dojść do spotkania delegacji Iranu i USA, co potwierdzili zarówno Amerykanie, jak i Irańczycy. Teheran upiera się jednak przy twierdzeniu, iż nie będą to bezpośrednie negocjacje, ale poprzez pośredniczących Omańczyków. Trump przedstawia to inaczej, o czym mówił w poniedziałek w Białym Domu podczas wizyty premiera Izraela Benjamina Netanjahu. - Prowadzimy bezpośrednie rozmowy z Iranem i to oni je zaczęli. W sobotę będziemy mieli bardzo duże spotkanie i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Chyba wszyscy się zgadzają co do tego, iż lepiej byłoby zawrzeć umowę - mówił Trump. Dodał do tego groźbę, iż jeżeli jej nie będzie, to Iran będzie w "wielkim niebezpieczeństwie" i powtórzył, iż "nie może on mieć broni jądrowej".
Nic nie wskazuje na to, aby Iran ją już miał, albo podjął ostateczną decyzję o jej posiadaniu. Jednak według szacunków IAEA (Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej), Irańczycy posiadają już na tyle rozbudowane umiejętności wzbogacania uranu, iż są w stanie wyprodukować dość materiałów rozszczepialnych do 5 prostych bomb jądrowych w ciągu tygodnia. Nie wiadomo czy posiada wszystko inne, aby złożyć praktycznie użyteczną broń jądrową. Jest jednak ewidentne, iż prace nad nią doprowadził do niemal ostatniego możliwego momentu, zatrzymując się tuż przed decyzją o przekroczeniu Rubikonu i wejściu w jej faktyczne posiadanie. Sytuacja jest więc na ostrzu noża i stawka w negocjacjach bardzo wysoka.


Zobacz wideo
Idź do oryginalnego materiału