500 milionów euro do odzyskania. Sprawa jest jasna!

3 tygodni temu
Zdjęcie: euro


Wreszcie pojawia się głos, który w prosty i klarowny sposób stawia sprawę na adekwatnym miejscu. Prof. Michał Romanowski z Uniwersytetu Warszawskiego jasno mówi: sędziowie powołani po 2017 roku, tzw. neosędziowie Sądu Najwyższego, powinni zwrócić państwu 500 milionów euro. To nie jest wymysł dziennikarzy ani opozycji – to twarda logika prawa i odpowiedzialności finansowej wobec obywateli.

Romanowski podkreśla, iż państwo ma obowiązek chronić swoje finanse, a w grę wchodzi dyscyplina finansów publicznych. „Na państwie polskim spoczywa odpowiedzialność za uzyskanie zwrotu zadośćuczynień, które Polska musiała wypłacić w związku z orzecznictwem Trybunału w Strasburgu. Środki w budżecie Skarbu Państwa pochodzą z podatków płaconych przez obywateli” – mówi prawnik w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.

To właśnie w tym kontekście należy rozumieć planowane zmiany przez ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka. Chodzi o to, aby neosędziowie odpowiadali z własnej kieszeni za skutki „wadliwie” wydawanych wyroków, które skutkowały odszkodowaniami z pieniędzy publicznych. Romanowski zwraca uwagę, iż nie jest to nic kontrowersyjnego: „Rozwiązanie to nie budzi wątpliwości na gruncie ustawy o dyscyplinie finansów publicznych, gdzie regres wobec urzędników jest wprost przewidziany w art. 30”.

Nie chodzi tu o drobne kwoty. Profesor mówi wprost o 500 milionach euro, które Polska musi oddać za niewykonywanie zabezpieczenia Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie Izby Dyscyplinarnej i tzw. przepisów kagańcowych. „W Sądzie Najwyższym jest szereg takich osób, które zignorowały orzeczenie luksemburskiego trybunału. Mimo wydanego zabezpieczenia wychodziły one na salę, orzekały i ponoszą odpowiedzialność za karę nałożoną za to na Polskę. Czas, żeby za to zapłaciły” – podkreśla Romanowski.

To stawia sprawę jasno: nie chodzi o represje polityczne ani osobiste ataki. Chodzi o prostą zasadę: jeżeli decyzje urzędnika lub sędziego powodują szkodę finansową państwa, to konsekwencje muszą zostać wyciągnięte. W demokracji, w której prawo jest nadrzędne, nie ma miejsca na bezkarność – choćby dla osób w togach.

Dopiero teraz widać pełny obraz. Romanowski nie pozostawia wątpliwości: neosędziowie wiedzą, iż w grę wchodzi ich osobista odpowiedzialność finansowa. Nie dziwi więc, iż tak usilnie bronią swojego statusu, odwołując się do narracji o „zagrożeniu niezawisłości sądów” czy rzekomym „politycznym nękaniu”.

Prawda jest jednak prosta: nie chodzi o politykę, tylko o finanse publiczne. „Odpowiedzialność cywilna bywa bardziej skuteczna niż karna” – podkreśla Romanowski. I trudno się z tym nie zgodzić. Państwo nie może pozostawać bezradne wobec strat, które powstały z nieprzestrzegania decyzji międzynarodowych trybunałów.

Ta sprawa ma szerszy wymiar niż same 500 milionów euro. To test odpowiedzialności w państwie prawa. Romanowski wskazuje, iż budżet państwa to pieniądze obywateli, a obywatele mają prawo oczekiwać, iż nikt nie będzie nimi dysponował bez kontroli.

Z perspektywy zwykłego podatnika wygląda to jasno: jeżeli sędzia podejmuje decyzję, która kosztuje miliony, a następnie ignoruje wyrok TSUE, to nie może być chroniony immunitetem w sposób absolutny. Państwo ma prawo dochodzić zwrotu tych środków.

Prof. Michał Romanowski wyraźnie pokazuje, gdzie leży granica wolności sędziowskiej: w odpowiedzialności za państwowe finanse. Jego argumentacja jest logiczna, spójna i – co najważniejsze – zgodna z prawem. „Wszelkiego typu orzeczenia TSUE, w tym te dotyczące kary za Izbę Dyscyplinarną, są skierowane do państwa polskiego. A państwem polskim są także sądy, czyli każda osoba, która z łańcuchem na piersiach wychodzi na salę sądową” – podkreśla Romanowski.

Nie ma tu miejsca na półśrodki czy interpretacje ideologiczne. Czas wreszcie postawić sprawę na swoim miejscu: odpowiedzialność i przejrzystość władzy są fundamentem praworządności. I w tym kontekście Romanowski ma absolutnie rację.

Neosędziowie, którzy przez lata cieszyli się ochroną i bezkarnością, wreszcie muszą zmierzyć się z konsekwencjami swoich działań. To nie jest atak polityczny – to kwestia dyscypliny finansów publicznych i odpowiedzialności wobec obywateli. Michał Romanowski stawia sprawę jasno: czas, żeby za swoje decyzje płacili ci, którzy je podejmowali. I trudno znaleźć argumenty, które podważą jego logikę.

Idź do oryginalnego materiału