5.06.25. Przeszłość to prolog tylko…

2 dni temu

5.06.25. Przesłość to prolog tylko...

W Szekspirowej Burzy (przeł. Stanisław Barańczak, Wydawnictwo Znak, Kraków 1999) Antonio, jeden z bohaterów dramatu, mówi w pewnym momencie:

Ledwieśmy nie przepadli, chociaż los
Część z nas wyrzucił na scenę tej wyspy
Niby aktorów w sztuce, w której przeszłość
To prolog tylko, a dalszy ciąg akcji
Zależy od nas dwóch
(akt 2., scena 1., s. 58, wyróżnienie zak).

Tu małe przypomnienie: Przeszłość – prehistoria zdarzeń ukazywanych w Burzy: renesans, Włochy, książę Mediolanu, Prospero, zajmuje się z upodobaniem studiami, w tym nad magią. Prozę doraźnego rządzenia zostawia swemu bratu. Brat, Antonio, chce to jednak robić we własnym imieniu. W porozumieniu z królem Neapolu, Alonzem, organizuje pucz. Przejmuje księstwo, Neapolowi płaci trybut, Prospera z 3-letnią córeczką Mirandą każe spuścić w starej łajbie na morze. Doradca króla Neapolu, szlachetny Gonzalo, któremu zlecono przeprowadzenie całej akcji, z litości dostarcza Prosperowi na tę łajbę trochę prowiantu, odzież, garnki i jakieś jego księgi. Prospero szczęśliwie dopływa do pewnej wyspy, która ma tylko jednego mieszkańca, syna nieżyjącej już wiedźmy Sykoraks, wygnanej w swoim czasie z Algieru za uprawianie czarnej magii. Prospero nazwie go Kalibanem. Okaże się też, iż na wyspie tkwi od 12 lat uwięziony w sośnie przez tę samą wiedźmę jej dawny pomocnik o magicznych zdolnościach – Ariel. Prospero wydobędzie go z tego więzienia.

Właściwa akcja – bliska przeszłość i teraźniejszość: wszystko dzieje się na wyspie, Prospero podporządkował sobie zarówno Kalibana, jak Ariela. Kaliban staje się jego niewolnikiem, Ariel służy mu w zamian za obietnicę przyszłej wolności. Minęło 12 lat. Miranda ma lat 15, Kaliban prawdopodobnie 24, Prospero 45. W pobliżu przepływa powracający z Tunisu statek, na którym płyną Alonzo z synem Ferdynandem i bratem Sebastianem oraz Antonio, przywłaszczyciel tytułu księcia Mediolanu. Jest też Gonzalo. Wracają z Tunisu, z wesela córki Alonza, Klarybelli, wydanej za afrykańskiego Maura. Prospero przy pomocy Ariela wywołuje magiczną burzę, wpędza w pułapkę i rozprasza po wyspie pasażerów statku. Poddaje ich działaniu szaleństwa. Przekonani, iż ich statek zatonął, mają doświadczyć obłędu, grozy, by rozliczyć się z własną przeszłością, a następnie spotkać bezpośrednio z wielkim magiem. Oględnie mówiąc, różnie im to wychodzi. Gonzalo marzy o utopii, Antonio i Sebastian niewzruszenie planują przyszłość, tj. nową zbrodnię, Ferdynand z wzajemnością zakochuje się w Mirandzie, Alonzo rozpacza po domniemanej utracie syna, ich słudzy upijają się i, korzystając z pomocy Kalibana, przygotowują własne łotrostwa. Prospero panuje jednak nad wszystkim i wszystko reżyseruje. W finale odzyskuje książęcy tron, choć Antonio wciąż nie wygląda na skruszonego. Zabezpiecza też Prospero emocjonalnie i dynastycznie swą córkę, nieprzyjaciołom przebacza, Ariela uwalnia. Zapowiada wspólny powrót do Mediolanu.

Epilog: Prospero łamie swą czarodziejską różdżkę, znak swej sztuki.

Cytowana wyżej wypowiedź Antonia sygnalizuje, jak z tego widać, odwieczny problem funkcjonowania rozmaitych społeczności. Oto jakiś Antonio i jakiś Sebastian czekają na sprzyjającą okazję, by zdobyć władzę, zapanować nad dookolnym światem i realizować własne ambicje, urządzając go według swoich wyobrażeń.

Ideę Antonia można by odnieść, nie szukając daleko, do naszej aktualnej, przedwyborczej i powyborczej, sytuacji politycznej, a w rezultacie poddać namysłowi możliwe odpowiedzi na parę dość zasadniczych pytań z tą sytuacją związanych. W tym pytań o charakterystykę odległej i nie całkiem jeszcze odległej przeszłości jako prologu do tego, co zdaje się określać po wyborach polską przyszłość, a raczej wizję tej przyszłości. Zwłaszcza zaś o to, czy w tej wizji nie chodzi czasem o całkowity przewrót i w rezultacie o powrót do odległej przeszłości, skoro podczas wyborczego wieczoru prezydent elekt zrównywał rezultaty aktualnych wyborów z transformacją, jaką zapoczątkowały wybory w roku 1989.

W takim kontekście warto by może w poszukiwaniu odrobiny dystansu zajrzeć na przykład do książki Krzysztofa Vargi Śmiejący się pies (Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2025). Jej narrator, sfrustrowany do ostateczności po rozwodzie z żoną Wojciech Borsuk, pilnie uczy swego pieska Ziutka, jak żyć i jak postrzegać otaczający świat. W niezmordowanym monologu opowiada więc psu, swemu jedynemu przyjacielowi, własną historię oraz „prawdę o tym kraju, o jego mieszkańcach, prawdę o kulturze życia codziennego, życia społecznego, o tradycji i nowoczesności” (Śmiejący się pies, s. 40). W pewnym momencie mówi:

Wspominam z rozczuleniem, Ziutku, lata dziewięćdziesiąte nie dlatego, iż byłem wówczas młody, ale dlatego, iż byłem głupi.
Dokonywała się wielka modernizacja, gigantyczny skok technologiczny, cywilizacyjny, ale też mentalny, napędzany optymizmem będącym w istocie arogancją. Arogancja zaś wynika z zapominania, iż historia ludzkości nie jest wiecznym postępem, niekończącym się oświeceniem oraz niepohamowanym wzrostem. Z dzisiejszej perspektywy myślę o latach dziewięćdziesiątych z rozczuleniem i pobłażaniem dla tamtego siebie, głupkowato cieszącego się z własnej przyszłości. Doprawdy, cieszyć się z przyszłości to oznaka kompletnego zidiocenia. Ale wtedy mieliśmy prawo być idiotami, witającymi XXI wiek z nadzieją przeradzającą się w pewność, iż wszystkie problemy zostaną rozwiązane, ponieważ człowiek osiągnął taki poziom ewolucji, iż najzwyczajniej nie jest w stanie spieprzyć już świata. Tymczasem okazało się, iż jesteśmy głupsi od najdurniejszego pekińczyka.
[…]
Tak, Ziutku, udławiliśmy się naszą wolnością, popadliśmy w pychę przekonani, iż w ciągu kilku, no, góra dziesięciu lat, przeskoczyliśmy epoki. Oto dokonaliśmy tego, czego nie dokonały i nie doświadczyły poprzednie pokolenia: jesteśmy nowymi ludźmi, lepszymi, mądrzejszymi i szczęśliwszymi. Jesteśmy nadludźmi nowego wspaniałego świata, nadludźmi wyrastającymi o kilka głów ponad naszych przodków opętanych uprzedzeniami, zabobonami i chorobami, na które współczesna medycyna znalazła doskonałe remedia. Jesteśmy rasą panów, która jako pierwsza zapanowała w pełni nad siłami natury. W szczególności zaś my, zamieszkujący ten przeklęty przez nieistniejącego Boga kraj – byliśmy napompowani samozadowoleniem, iż oto zostaliśmy prawdziwymi Europejczykami, obywatelami świata, wolnymi najmitami o nieograniczonych możliwościach i nieskrępowanych wyborach. Tak bardzo staliśmy się mądrzy, wyważeni, otwarci i postępowi, aż od tego kompletnie zgłupieliśmy, zapomniawszy, iż jesteśmy wyłącznie umytymi, przebranymi, wymalowanymi neandertalczykami, tak, jak byliśmy przez całe wieki (Śmiejący się pies, s. 127-128).

Tu mimowolnie jakoś przypominają się zaraz refleksje Marcina Króla Byliśmy głupi (Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Warszawa 2015) – świadectwo obrachunku intelektualisty z polską potransformacyjną demokracją. Wobec ostatnich wydarzeń rodzi się przy tym myśl, iż wszystko przełajdaczone…

Gdyby natomiast wrócić do historii ukazanej w Burzy, wyznać by trzeba, iż rzeczywistym powodem przywołania w dzisiejszych Zapiskach akurat Szekspira nie są nasze prezydenckie wybory, ale pewna niedawno wydana w polskim tłumaczeniu książka oraz fakt, iż jeden z jej autorów przez prawie całe swoje zawodowe życie zajmował się psychologią zła.

Ta książka to Philipa G. Zimbardo i Roberta L. Johansona Szekspir i psychologia. Co ludzkiej naturze mówią nam wielkie dzieła Szekspira? (przeł. Dorota Przygucka, PWN, Warszawa 2025). Jej autorzy odwołują się właśnie do cytowanej na początku tego tekstu wypowiedzi Antonia, formułując główną tezę swej pracy. Tak o tym piszą:

Szekspir dokonywał obserwacji psychologicznych w świecie, który przechodził przemianę z czasów średniowiecznych do nowoczesnych. Zidentyfikował nawyki umysłowe i wzorce ludzkiego zachowania, które później będą tworzyły podstawę nowoczesnej psychologii. Przyjmując takie rozumienie, można powiedzieć, iż Antonio z Burzy przewidział psychologię, gdy stwierdził: „Przeszłość jest prologiem” (Szekspir i psychologia, s. XXI).

O tym, jaką głębią i ostrością obserwacji człowieka oraz społeczeństwa odznaczają się kreacje bohaterów Szekspirowskich sztuk napisano oczywiście przez minione czterysta lat dziesiątki prac, nieustannie potwierdzających aktualność i uniwersalność tych dzieł (w niniejszych zob. np. Zapiskach tekst pt. Świat jako teatr z 29.08.2024). Poza tym każda inscenizacja teatralna wymaga przecież analizy występujących w niej postaci. Szczególność spojrzenia Zimbardo i Johnsona na te kwestie wiąże się jednak z tym, iż przyglądają się oni Szekspirowym kreacjom z perspektywy zawodowych „psychologów z przyszłości”, odkrywając w Szekspirze „psychologa z przeszłości”, więc z czasów, gdy nikomu się jeszcze choćby nie śniła psychologia jako nauka, gdy nie prowadzono naukowych badań z tego zakresu i nie istniał specjalistyczny język do nazywania zjawisk charakteryzujących ludzkie zachowania i działania. We wstępie do pracy Zimbardo i Johnsona czytamy:

Podczas pisania tej książki odkryliśmy, iż Szekspir i psychologia dzielą zainteresowania w czterech istotnych obszarach:

    • Dziedziczność czy środowisko: co wpływa na nas bardziej, natura czy kultura, biologia czy doświadczenie?
    • Osoba czy sytuacja: czy nasze odpowiedzi na nowe sytuacje wynikają z czynników wewnętrznych, takich jak cechy osobowości i biologia, czy z czynników zewnętrznych, takich jak wymagania sytuacji społecznych w jakich się znajdujemy?
    • Jaka jest natura ludzkiego umysłu: czy powodują nami świadome, czy nieświadome procesy umysłowe?
    • Rozum czy emocje: czy jako homo sapiens wyewoluowaliśmy na racjonalne istoty, którymi tylko czasem powodują emocje? Czy może jesteśmy emocjonalnymi stworzeniami, które chciałyby być racjonalne, ale kierują się rozumem jedynie sporadycznie? (Szekspir i psychologia…, s. X).

Według takiego właśnie porządku prezentowane są w sygnalizowanej książce badawcze ustalenia autorów. Można by je uznać za swego rodzaju przewodnik po twórczości Szekspira. Przewodnik, który pomaga odkrywać zachowania bohaterów kolejnych dramatów jako przykłady odpowiadające na sformułowane wyżej pytania. „Po dziś dzień – przeczytamy w nim na przykład – nie stworzono lepszego opisu psychopaty niż Ryszard III, bardziej poruszającego obrazu demencji niż w Królu Learze ani równie zapadającej w pamięć ilustracji zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych niż próby zmycia krwawych plam przez Lady Makbet” (Szekspir i psychologia…, s. VII). Można by też skorzystać ze wskazywanych przez Zimbardo i Johnsona kategorii jako narzędzi do analizy naszych rozmaitych decyzji wyborczych…

Fakt natomiast, iż współautorem sygnalizowanej pracy jest Philip Zimbardo (1933-2024), stwarza dodatkowo okazję, by ze względu na formułę „przeszłość to dopiero początek” przywołać inną jego książkę, to jest Efekt Lucyfera. Dlaczego dobrzy ludzie czynią zło? (przeł Anna Cybulko i in., PWN, Warszawa 2008).

Zimbardo, jak już zostało uprzednio wspomniane, znaczną część swej zawodowej kariery poświęcił „na poznawanie psychologii zła – przemocy, anonimowości, agresji, wandalizmu, tortur i terroryzmu”. Problematykę Efektu Lucyfera zapowiadał zaś tak:

Struktura tej książki jest w pewnym sensie niezwykła. Zaczyna się rozdziałem, w którym przedstawiony zostaje motyw transformacji ludzkiego charakteru, kiedy dobrzy ludzie i anioły okazują się zdolni do robienia rzeczy niedobrych, niegodziwych, wręcz diabelskich. Powstaje przy tym fundamentalne pytanie, jak dobrze w rzeczywistości znamy samych siebie, czy możemy z przekonaniem przewidzieć, do czego bylibyśmy zdolni, lub czego nigdy byśmy nie zrobili w całkowicie dla nas nowych okolicznościach. Czy tak, jak ulubiony anioł Boga, Lucyfer, my również możemy ulec pokusie, by czynić innym to, co niewyobrażalne? (Efekt Lucyfera…, s. 18).

Zimbardo przypomina w tej książce eksperyment nastawiony na badanie posłuszeństwa wobec autorytetu Stanleya Milgrama, gruntownie opisuje niesamowitą historię zaplanowanego i zorganizowanego przez siebie tzw. Stanfordzkiego Eksperymentu Więziennego, w którym sam brał udział w wyznaczonej sobie roli dyrektora więzienia i jak wszyscy inni uczestnicy eksperymentu uległ presji sytuacji tak dalece, iż trzeba było zaprzestać eksperymentowania przed wyznaczonym czasem, a badania tego rodzaju jako wysoce nieetyczne zostały w rezultacie zakazane. Ludzkie zachowania obserwowane w trakcie wspomnianych eksperymentów zostały jednak potwierdzone przez wydarzenia całkiem nieeksperymentalne. Przez to na przykład , co zaszło w irackim więzieniu w Abu Ghraib. O tym Zimbardo również pisze, podkreślając, iż wszystkie tego rodzaju sytuacje okazują się wyprawami do jądra ciemności ludzkiej natury. Conrad mógłby być świadkiem. Poza Efektem Lucyfera można o tym przeczytać także w książce Zimbardo w rozmowie z Danielem Hartwigiem (przeł. Olga Siara, PWN, Warszawa 2019).

Znaczące dla istoty referowanych wydarzeń są w każdym razie badania zarówno miejsc, w których do tych wydarzeń dochodziło, jak i zaangażowanych w nie osób oraz określających je sytuacji, a przede wszystkim, co zasadniczo istotne, badania systemu, który organizuje i nadzoruje określone działania. System wyznacza bowiem rozmaite zależności, a te nadają siłę instytucjom i konkretnym sytuacjom. Te zaś wciągają ludzi w pułapki zła, oferując im na drodze, zdawałoby się, drobnej tylko manipulacji swego rodzaju „faustowski kontrakt”:

będziesz bezpieczny od złego, jeżeli tylko zrzekniesz się na rzecz tej władzy części swej wolności, czy to osobistej, czy obywatelskiej. Taki mefistofelowski kusiciel będzie przekonywał, iż jego zdolność ocalenia ciebie zależy od tego, czy wszyscy ludzie dokonają drobnych poświęceń, wyrzekając się tego małego prawa, czy tej niewielkiej swobody (Efekt Lucyfera…, s. 435).

W ostatnim rozdziale Efektu Lucyfera Zimbardo proponuje wyraźnie:

Po raz ostatni zdefiniujmy Osobę, Sytuację i System. Osoba (Person) jest aktorem na scenie życia, którego swoboda zachowania jest określona przez jego (lub jej) strukturę – genetyczną, biologiczną, fizyczną i psychiczną. Sytuacja (Situation) jest kontekstem behawioralnym, który dzięki swym funkcjom nagradzającym i normatywnym ma zdolność nadawania znaczenia i tożsamości rolom i statusowi aktora. System (System) składa się z funkcjonariuszy (agents) i instytucji (agencies), których ideologia, wartości i władza stwarzają sytuacje oraz dyktują role i oczekiwania dotyczące aprobowanych zachowań aktorów w jego sferach wpływu (Efekt Lucyfera…, s. 429).

Wszystko to pokazuje, jak trudno bywa w obrębie grupy czy całego społeczeństwa zachować niezależność myślenia i działania. Zimbardo dodaje jednak, iż we wszystkich analizowanych sytuacjach „zawsze było kilka osób – mniejszość – które nie ustępowały”. I w takim razie

zamiast dystansować się od osób oszukanych przez przypisywanie im negatywnych cech dyspozycyjnych – głupoty, naiwności – musimy zrozumieć, dlaczego i w jaki sposób ludzie podobni do nas zostali tak łatwo wyprowadzeni w pole. Wtedy będziemy w stanie oprzeć się oraz upowszechniać znajomość metod opierania się oszustwom i mistyfikacjom” (Efekt Lucyfera…, s. 430)

Zimbardo przedstawia w konsekwencji dziesięciopunktowy program stawiania oporu niepożądanym wpływom społecznym i rozwijania jednocześnie osobistej odporności oraz cnoty obywatelskiej (Efekt Lucyfera…, s. 431-436). Warto ten program przeanalizować ze względu na edukację obywatelską, w tym szkolną. Tu dodajmy, iż w swoim czasie autor Efektu Lucyfera współpracował z nauczycielami z różnych krajów, także z Polski, w ramach programu pod nazwą Projekt bohaterskiej wyobraźni. Projekt ten nastawiony był między innymi na naukę przeciwstawiania się przemocy, działania w trudnych sytuacjach czy mówienia „nie”. Dziś obejmowałby z pewnością, a w każdym razie na pewno powinien obejmować sytuacje dotyczące uzależnienia od mediów cyfrowych, w tym problemów internetowego hejtu oraz radzenia sobie z nim, a także przykładów odwracania znaczeń i mechanizmów politycznego prania mózgów, więc akcji, które są na przykład w stanie w ciągu pięciu miesięcy przekonać wielu ludzi, iż wyłudzenie stanowi de facto gest samarytański…

Idź do oryginalnego materiału