30.01.23. Po drugiej stronie lustra
Na wyprawę do świata po drugiej stronie lustra – odkrytego w swoim czasie przez Lewisa Carrolla i Alicję, bohaterkę jego opowieści – zaprasza ostatnio amerykański dziennikarz, oferując dostępny od paru dni po polsku przewodnik po współczesnej amerykańskiej wersji takiej krainy. Tym razem jednak nie jest to historia baśniowa, choć autor od razu jako motto do wstępu cytuje właśnie fragment z opowieści Carrolla, a później parę razy w różnych miejscach przywołuje metaforę „świata funkcjonującego po drugiej stronie lustra”, gdy referuje sposoby i zakres działania swych bohaterów. Mowa o reportażu Matthew Hongoltz-Hetlinga pt. Inwazja uzdrawiaczy ciał. Na manowcach amerykańskiej medycyny (przeł. Hanna Pasierska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2025).
Tytuł wskazuje, iż podjęty przez reportażystę problem dotyczy funkcjonowania medycyny alternatywnej, a więc także pytania, czym ona się charakteryzuje oraz dlaczego, w jaki sposób zdobywa zwolenników i jak świadczy o naturze ludzkiej. Książka powstała wprawdzie przed wygraną Donalda Trumpa w niedawnych wyborach prezydenckich, ale z jej lektury wynika, iż w trakcie swej poprzedniej kadencji miał on niebagatelny udział w działaniach na rzecz opisywanych w reportażu akcji. Odkręcał to następnie Joe Biden. Aktualnie, po powrocie do prezydenckiej funkcji, Trump kontynuuje swe poprzednie działania. Nie bez powodu zatem jedno z pierwszych rozporządzeń podpisanych przez „nowego-starego” prezydenta dotyczyło wycofania Ameryki z przynależności do Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).
Tu od razu można by dodać, iż problem medycyny alternatywnej nie jest kwestią nową ani istotną tylko w Ameryce, ale dotyczy w zasadzie całego świata, także Polski, a wiążą się z nim pytania fundamentalne, ostatnio gwałtownie narastające, i nie tylko z chorobami związane.
Hongoltz-Hetling zaczyna w każdym razie od uwag, które wskazują, iż system opieki zdrowotnej w Stanach Zjednoczonych wprawdzie nie cierpi na brak pieniędzy, a choćby odwrotnie – uznać go można za „niedorzecznie przeinwestowany” – ale równocześnie za „przesycony bredniami” i w konsekwencji „dysfunkcjonalny” (Inwazja…, s. 9). Na wejściu czytamy na przykład, że
kiedy w 2020 roku po całym globie zaczął hulać tajemniczy nowy wirus, amerykański system opieki zdrowotnej otrzymał więcej kasy na kolejne respiratory, maski i nowe technologie, więcej pomocy publicznej na przestrzeganie kwarantanny, więcej wysoko wykwalifikowanego personelu medycznego i zestawów testowych niż cała reszta świata. [Ale] mimo wymienionych zalet w sierpniu tamtego samego roku Stany Zjednoczone zajęły czołową pozycję także w innej kategorii – kraju o najwyższym na świecie odsetku zgonów na COVID-19.
Jednym z powodów wysokiej śmiertelności było to, iż jak się szacuje, w 2020 roku sześćdziesiąt sześć milionów Amerykanów odmówiło noszenia maseczek mających spowolnić rozprzestrzenianie się choroby. Kiedy ankieterzy z Brookings Institution (Amerykę stać także na najlepsze sondaże socjologiczne) pytali o przyczynę, najczęstsza odpowiedź brzmiała, iż jako Amerykanie mają prawo ich nie zakładać. […]
Nienoszenie maseczki oznaczało korzystanie z prawa do wolności medycznej. […] Przybierający w Ameryce na sile ruch wolności medycznej (któremu towarzyszył wzrost zgonów na COVID-19) budzi fascynujące i wykraczające daleko poza pandemię pytania etyczne o granice publicznej polityki zdrowotnej. Bardzo często spotykamy się z przypadkami śmierci, którym łatwo można zapobiec. W jaki sposób rząd powinien odwodzić ludzi od szkodliwych decyzji zdrowotnych w rodzaju zażywania kokainy, jazdy bez zapiętych pasów, popełniania samobójstw lub nabywania napojów gazowanych w wielkich ilościach. Czy należy zezwalać na sprzedaż oszukańczych lekarstw na aż nazbyt realne przypadłości? Jak postępować, kiedy zderzają się ze sobą dwie konstytucyjne zasady: zdrowie publiczne i indywidualna wolność? (Inwazja…, s. 9-10).
Na takie pytania autor zamierzał szukać odpowiedzi, planując swą książkę, ale jak od razu przyznaje, nie znalazł jej. „Tymczasem” – pisze dalej z ewidentnym sarkazmem –
dowiedziałem się, iż miliony Amerykanów mających dostęp do […] lekarzy i szpitali wymykają się do świata zupełnie innej opieki zdrowotnej – mającej kilka wspólnego z instytucjami medycznymi, agencjami zdrowia publicznego czy nauką. To magiczna kraina pijawek i laserów, zombie i świętych duchów. Jej mieszkańcy uważają ją za obszar, gdzie mogą radośnie praktykować swoje prawo do walki z mityczną potęgą Big Fharmy; dla osób z zewnątrz jest ona ponurym dowodem tego, iż ludzkość nie jest zdolna do zmiany.
Niniejsza książka – jedyny poradnik opieki zdrowotnej traktujący z adekwatną powagą dezynfekcję ciała dzięki wybielacza – pozwala zajrzeć do świata po drugiej stronie lustra, opisuje świat paranaukowej opieki zdrowotnej, jej pochodzenie i to, jak pomiędzy 2000 a 2020 rokiem odmieniła oblicze Ameryki w sposób, którego nie zdołają naprawić żadne pieniądze.
Badając wraz ze mną ów świat, poznacie bohaterskiego stomatologa, jezuickiego misjonarza, poszukiwacza złota z Andromedy, polsko-amerykańską lingwistkę oraz małżeństwo niezłomnie oddane Bogu. […] wszyscy oni odbyli wyprawy na najdalsze rubieże dziedziny zdrowia i uzdrawiania.
Ich historie bardzo się różnią, rozgrywają się wszędzie: od Polski po Montanę tudzież krainę, dokąd udają się zombie – gdziekolwiek to jest. Kreślą jednak zaskakująco podobną trajektorię: odkrycie cudownego środka, poczucie, iż ma się obowiązek go rozpropagować, oraz napotkane na tej drodze przeszkody i sposobności. Liczę na to, iż zebranie ich w jednym miejscu pozwoli rzucić nieco światła na miejsce, które choć dzikie i niebezpieczne, kryje w sobie wiele obietnic. Przynajmniej dla niektórych (Inwazja…, s. 12-13).
Hongoltz-Hetling przedstawia siedmiu bohaterów. Sześcioro z nich reprezentuje rozmaite przykłady rozwijania jakiejś praktyki medycyny alternatywnej. Siódmym jest system zdrowotny Ameryki. Materiał podzielony został na cztery części. W każdej znajdujemy po siedem opowieści na temat kolejnych bohaterów zgodnie z zapowiedzianym we wstępie porządkiem.
I tak. W pierwszej części, dopowiedzmy, opisywane są pewne doświadczenia i wynikające z nich olśnienia poszczególnych bohaterów co do sposobu leczenia jakichś dolegliwości oraz okres inkubacji pomysłu na stworzenie medycznego remedium. W drugiej dostajemy opis realizowania przez nich misji rozprzestrzeniania dokonanego odkrycia. W trzeciej czytamy o aktywności mającej nadać temu odkryciu status instytucjonalnie akceptowanego i powszechnego oraz o sukcesach i klęskach z tym związanych. W czwartej relacjonowany jest jakiś finał danej historii – ktoś kończy w więzieniu, komuś FDA (Agencja do Spraw Żwności i Leków) zatwierdza tworzone przez niego „uniwersalne remedium”. Siódmy rozdział w każdej z tych części to, jak się rzekło, konfrontacja ukazywanych działań z oficjalnym system zdrowotnym. Końcowy, poświęcony tej kwestii rozdział nosi znamienny, wartościujący tytuł: System opieki zdrowotnej w Ameryce jest ostoją zombie.
Pierwszy z bohaterów to stomatolog, który w pewnym momencie doszedł do przekonania, iż „w rzeczywistości istnieje jedno systemowe wyjaśnienie wszelkich przypadłości, kompletnie przeoczone przez medyczne elity” (Inwazja…, s. 23). Z tego wyprowadził wniosek, iż „żywe istoty przenika wszechogarniające, uzdrawiające światło: zaburzenia tej energii – zwanej qi przez pradawnych chińskich uzdrowicieli – leżą u podstaw wszelkich niedomagań” (Inwazja…, s. 24). Zaczął wierzyć, iż „uniwersalna energia kontroluje wszystko: od spontanicznych wyleczeń po różdżki radiestetów” (jw.). Pracował zatem nad rozbudowaniem medycznego urządzenia, które pozwoliłoby okiełznać i skupić tę prastarą siłę, tak aby ludzkość mogła się cieszyć lepszym zdrowiem”. Uniwersalnym remedium stało się dla niego „uzdrawiające światło” (Inwazja…, s. 68). W rezultacie wyprodukował „dobry na wszystko” laser do naświetlania ludzkich komórek.
Drugi bohater wierzył z kolei, iż majstrując przy wirusie wścieklizny, da się stworzyć zombie. Zaczął pracować nad wytwarzaniem suplementów diety w przekonaniu, iż kluczem do zdrowia i absolutnym remedium medycznym są minerały i wyciągi roślinne.
Następny twierdził, iż odkrył lek na raka i na cukrzycę, a raczej na wszelkie schorzenia, w tym na problemy z erekcją i z łysieniem. Lekiem tym była dieta zasadotwórcza. Jego dokonania usankcjonowała w pewnym momencie wypowiedź Oprah Winfrey, która opowiadała, iż dzięki takiej diecie pozbyła się raka piersi.
Kolejna bohaterka to Polka, emigrantka z komunistycznego kraju, która lansowała pijawki i choćby w 2011 roku w Las Vegas założyła Akademię Hirudoterapii, to jest uczelnię, która miała dostarczać studentom wiedzy na temat pijawek i ich uzdrowicielskich możliwości.
Byli też tacy, którzy leczyli wyłącznie modlitwą. Niestety, stracili przy tym własną córkę, którą stosunkowo łatwo było uratować dzięki medycyny uzasadnianej naukowo. Wystarczyłoby na wstępie dobrze zdiagnozować jej niedomagania.
Wśród omawianych przykładów był też „obcy”, który tylko udawał Ziemianina, a naprawdę, z czego zwierzył się nielicznym, był bóstwem z pozaziemskiej Galaktyki Andromedy i w różnych wcieleniach żył od setek tysięcy lat. Ten leczył „stabilizowanym tlenem”, to jest środkiem do uzdatniania wody. Była to tzw. receptura MMS „przypominająca bladoróżową lemoniadę i smakująca trochę jak woda z basenu” (Inwazja…, s. 111).
Niezależnie od tego, jak poszczególne historie się rozwijały i jak kończyły, wszyscy bohaterowie omawianego reportażu zarabiali na pewnych etapach swych działań olbrzymie pieniądze, co oznacza, iż mieli zmysł biznesu i nader liczną klientelę oraz iż „po drugiej stronie lustra” funkcjonuje świat nad wyraz potężnie rozbudowany…
Polski filozof i dziennikarz naukowy, Łukasz Lamża, opowiada o takich przestrzeniach i takich działaniach w książce Światy równoległe. Czego uczą nas płaskoziemcy, homeopaci i różdżkarze (Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020). Pytany, dlaczego warto zajmować się tymi sprawami, więc na przykład czytać „o rozmaitych sposobach utrzymania przy życiu pingwinów na arce Noego albo o kolejnych dowodach na globalny spisek reptilian”, odpowiada: „Przecież to jest fascynujące – samo w sobie, po prostu jako jeden z wielu przejawów ducha ludzkiego” (Światy równoległe…, s. 5). Jest zaś w tej książce omawiana między innymi kwestia antyszczepionkowców i dość powszechnego przekonania, iż wywołują autyzm, jak również problem tych, którzy wierzą w homeopatię czy w propagowane u nas przez Jerzego Ziębę wysokie dawki witaminy C. Lamża pisze:
Teorie pseudonaukowe wyrastają na złożonej pożywce, w której odnaleźć można nie tylko niewiedzę i nieporozumienia merytoryczne, ale także niepokój, lęk i nadzieję (głównie w przypadku medycyny alternatywnej), przesadną skłonność do doszukiwania się porządku (zwłaszcza w przypadku teorii spiskowych), brak zaufania do instytucji publicznych i nauki oraz niezrozumienie tego, jak funkcjonują (w zasadzie we wszystkich przypadkach), rozczarowanie wynikające ze zderzenia pięknych ideałów z niedoskonałą codziennością (co szczególnie łatwo dostrzec w przypadku ruchu antyszczepionkowego) czy rozmaite konflikty wartości, To nigdy nie jest po prostu tak, iż ktoś „wymyśla sobie jakąś głupotę” (Światy równoległe…, s. 7).
Lamża podkreśla, iż gdy chodzi na przykład o „różnice pomiędzy proszczepionkowcami a antyszczepionkowcami”, dotyczą one głównie „kwestii wartości, a nie wiedzy”, w tym respektowania ludzkiej wolności, o czym w amerykańskim kontekście wspomina też Hongoltz-Hetling. Lamża wskazuje przy tym stanowisko Stowarzyszenia Stop NOP (od: niepożądany odczyn poszczepienny). Pisze:
Organizacja ta znana jest z rozpowszechniania najbardziej bzdurnych mitów na temat szczepień. Na poziomie formalnym przyczyną tego jest jednak „medyczny indywidualizm”: wystarczy zajrzeć do statutu tej organizacji. Dokument ów głosi najpierw, dość mętnie, iż celem Stowarzyszenia Stop NOP jest „promocja i ochrona zdrowia publicznego”, „poprawa bezpieczeństwa i jakości usług medycznych”, ale niżej można znaleźć rzeczywisty postulat: jest nim walka o „respektowanie praw człowieka i pacjenta, szczególnie w zakresie wyboru metody profilaktyki i leczenia chorób, w tym groźnych chorób zakaźnych”. Otóż to – prawo do samodzielnego decydowania o poddawaniu się szczepieniom (Światy równoległe…, s. 24).
Nieco dalej cytowany autor przywołuje stosowany czasem przez antyszczepionkowców argument, „że ich osobisty wybór, by się nie szczepić, nie powinien martwić osób zaszczepionych. Otóż właśnie powinien – zaznacza Lamża – ponieważ spadek odporności stadnej powodowany przez każdą osobę niezaszczepioną może również doprowadzić do zachorowania osób zaszczepionych” (Światy równoległe…, s. 27). I podkreśla, iż „odmowy szczepienia obowiązkowego nie da się sprowadzić do naiwnego, libertariańskiego decydowania o sobie, o którym mówi tak wielu antyszczepionkowców. Samodzielne decydowanie o szczepieniu to nie indywidualizm, to po prostu egoizm” – dodaje (jw., s. 28).
O szczególnym rozkwicie tego rodzaju populizmów w XXI wieku pisze też klarownie, precyzyjnie i nad wyraz interesująco Marcin Rotkiewicz w pracy W królestwie Monszatana. GMO, gluten i szczepionki (wyd. II znacznie poszerzone, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022, I wyd 2017).
Dla jasności: tytułowe hasło „Monszatan” to gra z nazwą firmy Monsanto zajmującej się genetyczną modyfikacją organizmów (GMO), a zakupionej w pewnym momencie przez koncern Bayer. W książce Rotkiewicza także, jak widać z zapowiedzi, mowa jest o akcjach antyszczepionkowych, ale oczywiście również o pozostałych wskazanych w tytule problemach, w tym przekonująco o wypieranych przez wielu przyczynach oraz istocie zmian klimatycznych, a szczególnie o ludzkiej odpowiedzialności za te zmiany. Zaraz na wstępie zatem „oglądamy wielką katastrofę z wysokości dziesięciu tysięcy metrów”, czytając o tym, co poświadcza widok z okna samolotu:
Tego dnia – chyba lecąc nad Niemcami – znów patrzyłem na […] monotonną szachownicę pól i nagle zdałem sobie sprawę, co tak naprawdę mam przed oczami. Że dopiero z wysokości około dziesięciu kilometrów dostrzegam gigantyczną, przerażającą wręcz skalę zniszczeń naturalnego środowiska, która ukryta jest pod pozornie sielskimi obrazami. Rolnictwo na ogół kojarzy się nam z bliskością natury – uprawieniem roślin czy krowami skubiącymi soczystą trawę na zielonej łące. Czymś, co stoi na antypodach brudnego i trującego przemysłu. Trudno o większy kontrast niż obraz dymiących kominów elektrowni czy fabryk zestawionych ze złotymi łanami zbóż lub pięknymi polami słoneczników.
Nic bardziej mylnego. Ulegamy złudzeniu, bo rolnictwo – z punktu widzenia dzikiej natury – stanowi jedną z najbardziej niszczycielskich aktywności człowieka. Jest bowiem bezwzględnym starciem z bakteriami, grzybami (i nie mam tu na myśli na przykład polnych pieczarek, ale znacznie mniejszych przedstawicieli tego biologicznego królestwa, czyli pleśnie), owadami, a przede wszystkim roślinami. Rolnika interesuje przede wszystkim to, aby na jego polu rosła wyłącznie ta roślina, którą zasiał lub posadził. Niemal cała reszta jest wrogiem przeznaczonym do zniszczenia: zatrucia, wyrwania czy spalenia. O ile lasy i dzikie łąki tętnią różnorakim życiem, o tyle pola uprawne to niemal pustynia z punktu widzenia różnorodności biologicznej. I dlatego rolnictwo jest tak dewastujące dla środowiska naturalnego. jeżeli doda się do tego pestycydy – chemiczne środki ochrony roślin, którymi farmerzy walczą z owadami, chwastami i grzybami – oraz nawozy sztuczne spływające do rzek, a nimi do mórz, powstaje dość niepokojący obraz (W królestwie…, s. 7-8).
I tak dalej… Dobrze byłoby chyba mieć choćby elementarną świadomość, jakie są konsekwencje rozmaitych ludzkich działań, chciałoby się po takiej lekturze powiedzieć…
Gdyby zaś kontynuować ten mały przegląd literatury popularnonaukowej, która dotyczy różnych sfer rozdźwięku między nauką i ludzką niewiedzą oraz bezradnością, między sposobami uprawiania, finansowania i upowszechniania naukowych odkryć a ludzkimi lękami i potrzebami, między podejmowanymi i finansowanymi, ale niedostrzeganymi i lekceważonymi obszarami badań, a politycznymi oraz biznesowymi interesami, można by tu jeszcze przypomnieć książkę Tomasza Stawiszyńskiego Powrót fatum (Znak Litera Nowa, Kraków 2024), która była w tych Zapiskach niedawno prezentowana (zob. tekst pt. Świat, w którym żyjemy… z 19.12.2024).
W drugiej części tej pracy (Konieczność, s. 117-213), autor akcentuje między innymi ludzką potrzebę odkrywania i nadawania życiu sensu. Relacjonując poglądy dotyczące najrozmaitszych ezoteryzmów lub religii, eksponuje nieustanne poszukiwania jakiegoś porządku, jakichś wyjaśnień tego, co dookoła, by w konkluzji stwierdzić, iż choćby „fatum jawi się człowiekowi jako lepsza opcja niż przypadek i chaos” (Powrót…, s. 213).
Ważną rolę, dodajmy, pełnią przy tym mity (zob. Marcin Napiórkowski, Współczesna mitologia (wyd. II, zmienione i rozszerzone, PWN, Warszawa 2018; http://mitologiawspolczesna.pl/) i opowieści, o których mowa w innej książce tego autora (zob. Naprawić przyszłość. Dlaczego potrzebujemy lepszych opowieści, żeby naprawić przyszłość Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022). Nic dziwnego, iż w tej ostatnio wspomnianej pracy znalazła się na przykład wzmianka, która jest lub byłaby na miejscu w każdej z przedstawianych dziś książek, a mianowicie historia Jerzego Zięby i jego idei leczenia dzięki magicznego myślenia oraz potężnych dawek witaminy C. O tym była już zresztą w niniejszych Zapiskach mowa (zob. tekst Instrukcje obsługi rzeczywistości z 13.102022).
W każdym razie dziś rozprzestrzenianie opowieści tego rodzaju nabrało niesamowitego rozpędu. Wygląda wręcz na to, iż im większe możliwości przekazywania informacji, im większymi technologicznymi możliwościami dysponujemy, tym większa siła oddziaływania medycyny alternatywnej i rozmaitych spiskowych wyobrażeń. Internet siłą. Algorytmy sugerują odpowiednie treści, by podsycać określone zainteresowania. Omawia to Yuval Noah Harari w pracy Nexus. Krótka historia informacji od kamienia łupanego do sztucznej inteligencji (przeł. Justyn Hunia, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2024; zob. poprzednie Zapiski – Informacyjne rewolucje… z 16.01.2025).
Wszystko to dotyczy również, jak się okazuje się, świata, w którym decydujący głos w najważniejszych kwestiach mają szamani, bo normą jest tam przekonanie o bezwzględnym współdziałaniu przodków i ich aktualnie żyjących potomków, a wykształcenie mieszkańców tego świata nie ma przy tym nic do rzeczy. Internet wszędzie może swoje miejsce znaleźć. choćby na dalekiej Syberii. Ukazuje to Jacek Hugo-Bader w niesamowitej Szamańskiej chorobie (HBM Hugo-Bader Media, Warszawa 2020), opisując sposoby życia, wierzenia, w tym działanie tamtejszych formuł alternatywnej medycyny…
W takim kontekście przypomina się zdanie z cytowanego wyżej tekstu Matthew Hongoltz-Hetlinga, iż mianowicie „ludzkość nie jest zdolna do zmiany”. Znaczy ono, ni mniej, ni więcej, tylko iż „życia po drugiej stronie lustra” nie da się – ot tak! – wymazać, bo jest to wciąż nieodłączny i wciąż obecny element ludzkiej historii. Warto może w takim razie sprawdzić, czy sugestia potrzeby świadomości co do tego problemu znajduje jakieś odzwierciedlenie w dyskutowanych ostatnio edukacyjnych programach edukacji zdrowotnej…