
20 lat propagandy „wina Tuska” – i wciąż nie do końca skutecznej
Przez dwie dekady PiS prowadził konsekwentną kampanię propagandową opartą na prostym, chwytliwym haśle: „wszystko to wina Tuska”. Zgodnie z zasadą Goebbelsa, iż kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą, przekaz ten miał w końcu przeniknąć do świadomości społecznej. I rzeczywiście – w części społeczeństwa tak się stało.
Nie tylko „ciemny lud” kupił tę narrację. choćby część wykształconych, prodemokratycznych obywateli dała się złapać w pułapkę emocji i medialnych manipulacji.
A mimo to Donald Tusk i jego partia wciąż trzymają się mocno.
Dlaczego? Bo około jedna trzecia społeczeństwa przez cały czas potrafi myśleć samodzielnie – analizować fakty i oddzielać emocje od rzeczywistości.
Tusk ma wszystko, czego brakuje jego konkurentom: doświadczenie, rozpoznawalność, polityczny instynkt, a przede wszystkim – wizerunek męża stanu. W Polsce to rzadkość. W zasadzie – jedyna.
Koalicja Obywatelska ma dziś najstabilniejszy elektorat spośród wszystkich ugrupowań. Od miesięcy utrzymuje poparcie na poziomie około 30%, idąc łeb w łeb z PiS-em.
I choć Tusk nie jest liderem zaufania publicznego, pozostaje liderem faktycznym. A to w polityce różnica zasadnicza.
Konkurenci Tuska – przegląd słabości
Nie ma sensu rozwodzić się nad liderami nacjonalistycznej prawicy – szkoda klawiatury.
Radosław Sikorski – dziś drugi po Tusku, choć jego pozycja wynika raczej z braku alternatyw niż z realnej siły. Gdyby Rafał Trzaskowski nie przegrał, Sikorski wciąż pozostawałby w cieniu.
Czy jego ewentualne zastąpienie Tuska byłoby dla KO wartością dodaną? Wątpliwe.
Mówi się, iż tylko on mógłby porozumieć się z Konfederacją, zwłaszcza z frakcją Mentzena. Ja jednak uważam, iż paradoksalnie to właśnie Tusk – pragmatyk – byłby w stanie wejść w ograniczony układ z częścią Konfederacji, jeżeli wymagałaby tego realna władza.
Władysław Kosiniak-Kamysz – polityk poprawny, ale bez charyzmy, bez jaj. W epoce, która domaga się wyrazistości, jego umiarkowanie i skłonność do kompromisu wyglądają jak relikt czasów Mazowieckiego.
Do tego jego konserwatyzm w kwestiach społecznych – aborcji czy związków partnerskich – odciął go od liberalnego elektoratu i niebezpiecznie zbliżył do PiS-u. Tak stracił potencjalnych wyborców.
Włodzimierz Czarzasty mógłby być realnym liderem lewicy, gdyby potrafił zaprowadzić porządek we własnym obozie. Dziś formacja, mimo poparcia na poziomie około 10%, jest rozbita na frakcje, z których każda balansuje na granicy progu wyborczego.
Historia przypomina, iż w 2015 roku właśnie takie rozbicie oddało władzę PiS-owi.
Adrian Zandberg – dla wielu symbol skrajnej lewicy, z retoryką rodem z PRL-u. Nie potrafi poszerzyć elektoratu poza twarde, ideologiczne jądro.
Styl Zandberga momentami przypomina Wandę Wasilewską...
Upadek Szymona Hołowni
Szymon Hołownia – największe rozczarowanie obozu demokratycznego. Zaczynał z poparciem 2,5 miliona wyborców, dziś ma mniej niż milion. Dlaczego?
Od początku koalicji kierowała nim megalomania – nieustanne podgryzanie Tuska, które zraziło umiarkowanych wyborców.
-
To Hołowni Paweł Nawrocki zawdzięcza zwycięstwo z Trzaskowskim. Hołownia zrobił to świadomie – chciał utrzeć nosa Tuskowi, nie przewidując, iż rozpęta falę hejtu między własnym elektoratem a sympatykami KO. Skutek? Absencja części jego wyborców w drugiej turze.
-
Zapaść przyszła, gdy wyszło na jaw nocne spotkanie w domu Adama Bielana – podejrzanego o przekręty idące w setki milionów w NCBiR – z Jarosławem Kaczyńskim.
Przeprosiny nic nie dały. Ludzie wiedzą, iż Marszałek Sejmu w sprawach politycznych spotyka się z liderami partii tylko w swoim gabinecie. -
Gafa o „zamachu stanu” – dobiła jego wizerunek.
-
Szantaż medialny, by Pełczyńska-Nałęcz – wbrew umowie koalicyjnej – została wicepremierem. To już było przebicie dna.
W efekcie wiarygodność Hołowni legła w gruzach. Stał się karykaturą własnych ambicji.
Najgroźniejszy skutek
Zniechęcony elektorat Hołowni może w akcie frustracji oddać władzę nacjonalistom.
A to byłoby największe zwycięstwo propagandy „wina Tuska”.