Cieszmy się ludzie, po miesiącach niepewności znamy wreszcie głównych kandydatów do walki o fotel prezydencki. Po stronie KO bez niespodzianek, do prawyborów stanęli faworyci: Trzaskowski i Sikorski, wygrał wskazywany w sondażach prezydent Warszawy. Po stronie PiS niemalże do końca trwała giełda nazwisk, kłębiąca się niczym dwie myśli w przestrzeni między uszami prezesa Wolski. Jak można się było spodziewać, Żółtozęby Amant pozostał nieobliczalny do samego końca: Nie Czarnek i nie Morawiecki (dwaj faworyci), nie niejaki Jaki (obyło się bez haraczu dla Ziobrystów), smakiem obyć się musiał także sensacyjnie wyciągnięty z kapelusza Tarczyński, podobnie rzecz się miała z pierwszym kuwetowym Błaszczakiem. Ostatecznie prezes pan w swej łaskawości wskazał jednogłośnie i demokratycznie swojego niezależnego kandydata, od 3 lat zasiadającego na stołku prezesa IPN Karola Nawrockiego i z miejsca ogłosił zbiórkę pieniędzy, którymi ma zasilić wcale nie partyjnego, wskazanego przez światły umysł Słońca Żoliborza kandydata. Gdybyście się zastanawiali dlaczego partia ogłasza zbiórkę na kampanię „niepartyjnego”, to wyluzujcie, równie dobrze możecie się zastanawiać skąd przyszła Kaczyńskiemu do głowy nazwa „Prawo i Sprawiedliwość” albo dlaczego szefem służb, a potem policji zrobił w czasie swej władzy skazanego wyrokiem sądu przestępcę.
To się pośmialiśmy i dobrze by było, byśmy w tym momencie skończyli. Pomimo tego, iż z miejsca dziennikarze wytropili gangsterskie powiązania Nawrockiego, podobnie jak jego działalność w charakterze grzecznościowego sutenera, a także dość komiczną historię o tym, iż za grubą kasę (nie swoją oczywiście, tylko państwową) zakupił nosze ze szpitala psychiatrycznego, bo ktoś mu je wcisnął jako autentyczne nosze obrońców Westerplatte (historykowi ipeenowskiemu), sekcie te drobiazgi nie przeszkadzają! Tak się nieszczęśliwie składa, iż dla wyborców PiS takie rzeczy nie mają najmniejszego znaczenia. Jak to mówił teść mojego kuzyna, choćby jeżeli kandydat tej partii jest złodziejem, to i tak jest to kandydat najlepszy. Pokuszę się zatem o małe proroctwo: Na razie, będąc postacią zupełnie nieznaną, Nawrocki zebrał w swym pierwszym w życiu sondażu 26%. Rozumiecie? Dla jakichś 90% Polaków uprawnionych do głosowania był to kompletny NN, ale samo błogosławieństwo prezesa pana dało mu 26%. Gdy wszyscy zwolennicy PiS się zorientują, iż on to ma służyć ułaskawieniami przestępcom spod skrzydeł Ziobry i Kaczyńskiego, słupek wzrośnie mu do poziomu poparcia partii plus kilka procent na górkę od kryptokaczystów i symetrystów. Na wejście do drugiej tury wystarczy, o ile koalicja antyPiSowska się nie zjednoczy na pierwsze głosowanie, a w drugiej turze będzie loteria, bo już widać, iż Hołownia i Kosiniak-Kamysz są wyraźnie sfoszeni niskim wynikiem ich partii i nie zdziwię się, jeżeli po przegraniu pierwszej tury nie poprą żadnego kandydata. Do tego dojdzie goebbelsowska propaganda Jacka Kurskiego, braci Karnowskich, Sakiewicza, Rydzyka i tradycyjnie depczących konstytucyjną zasadę rozdziału kościoła od państwa duchownych katolickich. Bez maksymalnej mobilizacji elektoratu KO, znowu czeka nas horror.
Wrócę na moment do elektoratu PiS. Może się komuś z czytelników naiwnie wydawać, iż spokojem i konstruktywną dyskusją można ich do czegokolwiek przekonać. To popatrzcie na zdjęcie powyżej. Dla niezorientowanych: Po lewej Nawrocki, po prawej Trzaskowski. Zdawać by się mogło, iż zarzucanie temu drugiemu braku gustu jest odrobinę ryzykowne. Nie, nic z tych rzeczy…, nie dla sekciarzy obytych z przetartą elegancją prezesa o niesparowanych butach, krawacie zawiązanym na lewą stronę i z rozpiętym rozporkiem! Na podstawie tego właśnie zdjęcia fanatyczne wyznawczynie PiS już 25-go listopada oceniały, iż kandydat KO nie potrafi się ubrać. Aż jestem ciekaw, czy zgadniecie co im przeszkadzało u Trzaskowskiego. Odpowiedź pod koniec felietonu.
Bloguję od roku 2010, a iż był to rok wybuchu paranoi smoleńskiej, to dobrze zapamiętałem, co się wówczas działo. Miałem wtedy naiwne podejście do wyznawców sekty żoliborsko-toruńskiej. Zdawało mi się, iż jeżeli wytłumaczę dzięki prostych zasad dynamiki, iż Macierewicz łże, ktoś z sekty pojmie absurd oskarżeń o zamach. Przypomnę, iż był to czas, gdy Macierewicz twierdził, iż kawałek skrzydła samolotu pędzącego z prędkością 280 kilometrów na godzinę powinien spaść na ziemię po zaledwie 12 metrach od odcięcia!!! Zgadnijcie, jaka była liczba takich, co po moich wyjaśnieniach powiedzieli: „Faktycznie, gdy na pasach potrąci pieszego samochód jadący trzy razy wolniej, ok. 100 kilometrów na godzinę, jego butów można szukać choćby 200 metrów dalej”. Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy między mohery wchodzicie! ZERO! ZERO! LICZBA SEKCIARZY PRZEKONANA TŁUMACZENIEM WYNOSIŁA ZERO. NIE PIĘĆ, NIE DWA, NIE JEDEN, A ZERO!!! Wniosek jest prosty, acz nie do każdego dotarł: ICH TRZEBA POKONAĆ, a nie przekonać, tłumaczenia są bez sensu, muszą dostać w dupę na wyborach. Jak powiedział prezes pan: „Żadne krzyki i płacze nas nie przekonają, iż czarne jest czarne, a białe jest białe!” I tego się elektorat Kaczyńskiego trzyma.
Rozwiązanie zagadki: Fanatyczki PiS taliowaną, skrojoną na miarę marynarkę Trzaskowskiego nazwały „z lekka za ciasną i z czymś na kształt falbanki”. Przejrzałem moją szafę i z ulgą stwierdziłem, iż moja żona najwidoczniej lubi, gdy noszę, przepraszam za wulgarne powtórzenie, „to coś na kształt falbanki”, a i ja uważam, iż niejednemu weselnemu królowi parkietu znad Wisły nie zaszkodziłoby posiadanie czegoś takiego na grzbiecie. Zdradzę Wam też, iż znam wizerunek jednej z owych ekspertek, którym sama pochwaliła się na f-b. Jak by to ująć…, zdarza się, iż szur, czy antyszczep nazwie lekarza konowałem i idiotą, nierzadki jest też widok z trudem na nogach stojącego żula nazywającego zwycięzcę Ligi Mistrzów patałachem. Świat już widział i Kaczyńską, i Chorosińską promujące cnotę i wierność małżeńską, widział papieży krytykujących przepych i biskupów atakujących homoseksualistów, nie zdziwiła mnie więc i ta pani opowiadająca o elegancji. Do widzenia, do zobaczenia, do usłyszenia, do dupy, iż tak zakończę kabaretowym pożegnaniem.