Straż miejska puka do drzwi i sprawdza. 120 tysięcy złotych kar posypało się tylko w samej Warszawie. Nie tylko w stolicy realizowane są kontrole. W Gdańsku przeprowadzono ich, a w Bydgoszczy powstał choćby specjalny wydział.

Fot. Shutterstock / Warszawa w Pigułce
Pan Andrzej z Bemowa otwiera drzwi. Za progiem stoi dwóch strażników miejskich. „Dzień dobry, kontrola źródeł ogrzewania. Proszę okazać wpis do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków”. Pan Andrzej słyszy o tym po raz pierwszy w życiu. Nie wie, co to CEEB. Nie zgłaszał żadnego pieca. Myślał, iż nie musi. Strażnicy wypisują mandat na 500 złotych. jeżeli sprawa trafi do sądu, może zapłacić choćby 5 tysięcy. Historia pana Andrzeja powtarza się w tysiącach polskich domów. Straż miejska od początku 2024 roku prowadzi masowe kontrole. W samej Warszawie wystawiono już mandaty na łączną kwotę 120 tysięcy złotych.
Centralny rejestr, o którym nikt nie słyszał
Centralna Ewidencja Emisyjności Budynków powstała w 2018 roku. To ogólnopolska baza danych o wszystkich urządzeniach grzewczych w Polsce – piecach, kotłach, kominkach, pompach ciepła. Każdy właściciel budynku musiał do 30 czerwca 2022 roku zgłosić swoje źródło ciepła. Obowiązek bezwzględny. Bez wyjątków.
Problem w tym, iż większość Polaków nie wie o istnieniu tego obowiązku. Ministerstwo nie przeprowadziło szerokiej kampanii informacyjnej. Gminy ograniczyły się do komunikatów na stronach internetowych, które czyta może kilka procent mieszkańców. Starsi ludzie w ogóle nie korzystają z internetu. Młodsi są zabiegani i nie śledzą urzędowych aktualności.
Rezultat? Statystyki mówią same za siebie. Do połowy 2025 roku zgłoszono około 17,3 miliona źródeł ciepła. Brzmi imponująco? W Polsce jest około 6 milionów budynków mieszkalnych jednorodzinnych, plus miliony mieszkań z indywidualnym ogrzewaniem. Eksperci szacują, iż zarejestrowanych jest zaledwie 30-40 procent wszystkich urządzeń grzewczych. Kilka milionów właścicieli nie dopełniło obowiązku. Świadomie lub nieświadomie – dla prawa to bez znaczenia.
Nowe uprawnienia straży – wchodzą bez pytania
Straż miejska przez lata miała ograniczone możliwości kontrolne. Mogła sprawdzać porządek publiczny, nielegalne wysypiska, porządek na ulicach. Od 2024 roku dostała nowe narzędzie – prawo kontroli źródeł ogrzewania. I to nie tylko na papierze. Strażnicy mogą wejść do budynku mieszkalnego, sprawdzić piec, zweryfikować rodzaj paliwa, klasę emisyjną urządzenia.
Czy potrzebują zgody właściciela? Formalnie tak. Kontrola wymaga dobrowolnej zgody mieszkańca. Myli się jednak ten, kto myśli, iż niewpuszczenie strażników cokolwiek załatwi. Odmowa współpracy bywa interpretowana jako ukrywanie nieprawidłowości. Sprawa może trafić do sądu, a wtedy kary rosną. Są też przypadki (jak np. zgłoszenie o trującym dymu z komina), iż strażnicy wejdą tak czy inaczej, bo odmowa skutkować będzie wezwaniem policji. Wtedy sprawdzą piec przy okazji kontroli spalania.
Straż działa metodycznie. Otrzymuje listy adresów z gminy. Sprawdza, które nieruchomości nie figurują w CEEB. Wybiera cel. Pojawia się pod drzwiami. Czasem bez uprzedzenia, czasem z wcześniejszym powiadomieniem listem. Zależy od lokalnych procedur.
Pan Tomasz z Krakowa opowiada: „Dostałem pismo, iż za tydzień przyjdą. Myślałem, iż to jakaś pomyłka. Mam gazowy kocioł, myślałem, iż gaz nie trzeba zgłaszać. Okazało się, iż trzeba. Wszystko trzeba. Każdy piec, każdy kominek, wszystko”. Zapłacił mandat 500 złotych i musiał dopełnić rejestracji.
Warszawa, Gdańsk, Bydgoszcz – wszędzie te same kontrole
Warszawa przoduje w statystykach. W 2024 roku stoliczna straż miejska przeprowadziła setki kontroli. Mandaty na łączną kwotę 120 tysięcy złotych. Średnio 500 złotych od osoby, więc ukarano około 240 właścicieli. To tylko wierzchołek góry lodowej – wiele kontroli kończyło się pouczeniem, jeżeli właściciel natychmiast obiecał dopełnić formalności.
Gdańsk pochwalił się oficjalnymi danymi. Od początku 2024 roku 414 kontroli pieców. 89 mandatów na łączną kwotę 11 700 złotych. Siedem razy strażnicy poprzestali na pouczeniu. Bydgoszcz ma choćby specjalną komórkę w strukturze straży miejskiej, której głównym zadaniem są kontrole palenisk i zgłoszeń do CEEB.
Siemianowice Śląskie poszły jeszcze dalej. Strażnicy sprawdzają nie tylko domy jednorodzinne i mieszkania, ale także ogródki działkowe. Okazuje się, iż altany na działkach często mają piece, które również podlegają obowiązkowi rejestracji. Nikt o tym nie pomyślał, a straż jest bezlitosna.
Łódzkie, mazowieckie, śląskie, pomorskie – kontrole realizowane są w całej Polsce. Skala jest trudna do oszacowania, bo nie wszystkie gminy publikują szczegółowe statystyki. Ministerstwo również nie zbiera centralnych danych. Wiadomo jedno: akcja trwa, jest intensywna i będzie kontynuowana w kolejnych latach.
Co dokładnie sprawdzają strażnicy
Podstawowa kontrola koncentruje się na fakcie zgłoszenia. Czy nieruchomość figuruje w CEEB? Czy właściciel posiada potwierdzenie rejestracji? jeżeli nie – mandat lub pouczenie z nakazem natychmiastowego zgłoszenia.
Ale kontrole idą dalej. Strażnicy weryfikują zgodność danych z rzeczywistością. Właściciel zadeklarował ogrzewanie gazowe? Strażnik sprawdza, czy faktycznie w piwnicy stoi kocioł gazowy, a nie węglowy. Zadeklarował pompę ciepła? Strażnik pyta o fakturę zakupu i instalacji.
Szczególnie pod lupą są piece na paliwa stałe – węgiel, drewno, pellet. To one emitują najwięcej pyłów i są głównym celem polityki antysmogowej. Strażnicy sprawdzają klasę urządzenia. Czy piec spełnia normy ekologiczne? Czy w gminie obowiązuje uchwała antysmogowa zakazująca starego sprzętu? jeżeli właściciel używa zakazanego pieca, kara może być znacznie wyższa niż za sam brak rejestracji.
Pani Zofia z Katowic dostała podwójny mandat. Pierwszy za brak zgłoszenia do CEEB – 500 złotych. Drugi za używanie starego pieca węglowego w strefie objętej uchwałą antysmogową – kolejne 500 złotych. Łącznie tysiąc złotych plus nakaz wymiany pieca w ciągu trzech miesięcy.
Jak zgłosić piec i uniknąć kary
Rejestracja w CEEB jest bezpłatna i teoretycznie prosta. Można to zrobić na trzy sposoby. Pierwszy: online przez stronę Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego. Wymaga założenia profilu zaufanego lub podpisu elektronicznego. Dla osób obeznanych z technologią – dziesięć minut pracy. Dla starszych, którzy nie mają komputera ani profilu zaufanego – bariera nie do pokonania.
Drugi sposób: osobiście w urzędzie gminy. Trzeba przyjść, wypełnić formularz, podpisać, oddać urzędnikowi. Wymaga czasu, często kolejki, ale jest wykonalne dla wszystkich. Problem w tym, iż wiele osób nie ma czasu w godzinach pracy urzędu. Pracują od ósmej do szesnastej, urząd też. Kiedy mają przyjść?
Trzeci sposób: listownie. Można pobrać formularz, wypełnić w domu, wysłać pocztą. Brzmi prosto. W praktyce trzeba wiedzieć, gdzie ten formularz pobrać, prawidłowo go wypełnić, załączyć kserokopie dokumentów. Dla wielu ludzi to skomplikowana procedura.
Nowi właściciele budynków lub ci, którzy wymienili źródło ciepła, mają 14 dni na zgłoszenie. Termin krótki i łatwy do przegapienia. Zakończyły się prace, firma wyszła, właściciel odetchnął. Po miesiącu przypomina sobie o zgłoszeniu. Za późno. Formalnie naruszył prawo.
Skala problemu – miliony niezgłoszonych pieców
Dane z CEEB na połowę 2025 roku pokazują, jakie źródła ciepła dominują w Polsce. Kotły gazowe – prawie 5 milionów. Piece na paliwa stałe z ręcznym podawaniem – prawie 3 miliony. Ogrzewanie elektryczne – 2,6 miliona. Piece na paliwa stałe z automatycznym podawaniem – 1,4 miliona. Kominki – 1,6 miliona. Piece kaflowe – ponad milion.
Łącznie około 17 milionów zarejestrowanych urządzeń. Ale ile ich faktycznie jest? Nikt nie wie dokładnie. Szacunki mówią o 25-30 milionach. Różnica? Kilka milionów niezgłoszonych źródeł. Kilka milionów potencjalnych mandatów. Ogromny rezerwuar dla straży miejskiej na kolejne lata kontroli.
Dlaczego ludzie nie zgłaszają? Powodów jest wiele. Niewiedza – najczęstszy. Zapomnienie – drugie miejsce. Lenistwo – trzecie. Celowe unikanie – czwarte. Niektórzy liczą, iż nikt nie sprawdzi. Że straży miejskiej nie starczy na wszystkich. Że będą mieć szczęście.
Mieli rację przez kilka lat. Do 2024 kontroli było niewiele. Gminy nie miały budżetów, straż miała inne priorytety. Ale sytuacja się zmieniła. Walka ze smogiem stała się priorytetem politycznym. Pieniądze unijne napływają. Kontrole ruszyły pełną parą.
Cel: walka ze smogiem czy budżet gminy?
Oficjalne uzasadnienie kontroli brzmi szlachetnie. CEEB ma pomóc w walce ze smogiem. Dane z rejestru pozwalają zidentyfikować regiony i budynki z najbardziej emisyjnymi źródłami ciepła. Na tej podstawie gminy mogą kierować programy dotacyjne typu „Czyste Powietrze”. Właściciele starych pieców dostają wsparcie finansowe na wymianę. Jakość powietrza się poprawia. Wszyscy wygrywają.
W teorii pięknie. W praktyce pojawia się druga strona medalu. Mandaty zasilają budżety gmin. Każdy mandat to przychód. Sto mandatów po 500 złotych to 50 tysięcy. Tysiąc mandatów to pół miliona. Dla małej gminy to znacząca kwota.
Czy kontrole są motywowane finansowo? Urzędnicy zaprzeczają. Podkreślają cel ekologiczny, edukacyjny, społeczny. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, iż pieniądze mają znaczenie. Zwłaszcza gdy straż intensyfikuje działania pod koniec roku budżetowego.
Pan Marek, członek zarządu małej gminy pod Radomiem, mówi wprost: „My nie mamy wyboru. Ministerstwo narzuca nam cele emisyjne. jeżeli ich nie osiągniemy, tracimy dotacje unijne. Musimy wiedzieć, co ludzie palą. Musimy ich zmusić do wymiany starych pieców. Mandaty to efekt uboczny, ale konieczny”.
Co zrobić, jeżeli straż już puka
Jeśli strażnicy stoją pod drzwiami, najgorsze, co można zrobić, to udawać, iż nie ma nas w domu albo odmówić wpuszczenia. Teoretycznie mamy prawo odmówić. Praktycznie odmowa rodzi podejrzenia. Straż może wrócić z odpowiednimi dokumentami. Sprawa może trafić do sądu. Kara może wzrosnąć.
Lepsze rozwiązanie: wpuścić, przyznać się, iż nie wiedzieliśmy o obowiązku, zapewnić, iż natychmiast się tym zajmiemy. Strażnicy często stosują pouczenie zamiast mandatu, jeżeli widzą dobrą wolę. Natychmiast po wizycie trzeba zarejestrować źródło w CEEB. Najlepiej jeszcze tego samego dnia przez internet albo następnego ranka w urzędzie.
Jeśli dostaliśmy mandat, mamy prawo odwołania do sądu. Nie zawsze ma to sens, bo sądowe koszty mogą przekroczyć wysokość mandatu. Ale jeżeli rzeczywiście mamy argumenty – na przykład zarejestrowaliśmy piec, ale system nie zaaktualizował danych – warto walczyć.
Najważniejsza rada: nie czekać na kontrolę. Sprawdzić teraz, czy nasze źródło ciepła figuruje w rejestrze. jeżeli nie – zgłosić jak najszybciej. Lepiej późno niż wcale. Lepiej samodzielnie niż pod przymusem po mandacie.
Przyszłość: więcej kontroli, wyższe kary?
Władze zapowiadają kontynuację akcji. W 2025 roku kontrole będą jeszcze intensywniejsze. Szczególnie w rejonach o najgorszej jakości powietrza – Śląsk, Małopolska, Mazowsze. Straż dostanie dodatkowe środki. Gminy będą współpracować z wojewódzkimi inspektoratami ochrony środowiska.
Pojawiają się głosy o zaostrzeniu kar. 500 złotych mandatu to dla wielu ludzi niewiele. Nie motywuje do działania. Lobby ekologiczne domaga się podniesienia minimalnej kary do 1000 złotych, a maksymalnej do 10 tysięcy. Ministerstwo na razie nie komentuje tych postulatów.
Pewne jest jedno: era bezkarności się kończy. Przez kilka lat można było ignorować CEEB bez konsekwencji. Teraz konsekwencje przychodzą gwałtownie i są bolesne. Kto nie zgłosił pieca, powinien to zrobić jak najszybciej. Bo straż prędzej czy później zapuka do każdych drzwi.
Pan Andrzej z początku tej historii zapłacił mandat i następnego dnia pojechał do urzędu. Zgłosił piec. Dostał potwierdzenie. „Gdybym wiedział rok temu, zrobiłbym to wtedy” – mówi. „Ale nikt mi nie powiedział. Teraz wiem. Ale kosztowało mnie to 500 złotych lekcji”. Nie bądźmy jak pan Andrzej. Sprawdźmy dzisiaj.

1 godzina temu













