„10,5 miliona głosów”. Co Kaczyński miał na myśli?

1 dzień temu

Wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego w Gdańsku było próbą mobilizacji elektoratu, ale także odsłoniło słabości lidera PiS. Pod powierzchnią powtarzanych ostrzeżeń i apeli o jedność widać bowiem bezradność wobec politycznej rzeczywistości. Analizując jego słowa, trudno oprzeć się wrażeniu, iż prezes PiS mówił nie tyle o Polsce, ile o własnym lęku przed porażką.

Kaczyński, dziękując uczestnikom spotkania za wysiłek w trudnej kampanii, przywołał przykład Karola Nawrockiego, który – jak twierdził – zwyciężył „wbrew wszystkim zapowiedziom”. Prezes PiS wskazał, iż Polska znalazła się w sytuacji „trudnej”, iż „zagrożenie wojenne” i „wojna ekonomiczna” rzekomo uderzają w nasz kraj, a unijny budżet stanowi niebezpieczeństwo dla rolnictwa i gospodarki. Narracja była spójna, ale schematyczna: Polska otoczona zagrożeniami, potrzebująca silnego rządu i silnego przywódcy.

Tyle iż między retoryką a rzeczywistością zieje przepaść. Kaczyński kreśli obraz niemal oblężonej twierdzy, gdzie każda decyzja Brukseli jest wymierzona w Polskę, a każda zmiana narracji historycznej to próba „zniszczenia tożsamości”. W praktyce mamy do czynienia z wyolbrzymianiem problemów po to, by zyskać usprawiedliwienie dla własnych niepowodzeń. Gdy mówi o zatrzymanym procesie budowy „siły odstraszającej”, zapomina, iż to właśnie jego obóz rządzący przez lata odpowiadał za decyzje w sprawie obronności. Kiedy straszy kosztami polityki klimatycznej UE, przemilcza fakt, iż negocjacje tych warunków odbywały się przy udziale rządów, w których PiS odgrywał główną rolę.

Najbardziej znamienne były jednak słowa o wyborach. Kaczyński ocenił, iż „powtórzenie wyniku, który mieliśmy w wyborach prezydenckich, czyli przeszło 10,5 miliona głosów, jest naprawdę bardzo trudnym przedsięwzięciem. A obawiam się, iż tyle będzie trzeba zdobyć, żeby wygrać”. To zdanie wykracza poza zwykłą analizę arytmetyki wyborczej. Pokazuje świadomość, iż PiS znalazł się w defensywie. Prezes partii wie, iż dzisiejsza scena polityczna jest już inna niż w latem 2025 roku. Wie też, iż elektorat, który raz odwrócił się od jego partii, nie wróci łatwo.

Co więc miał na myśli Kaczyński? W gruncie rzeczy wyraził obawę, iż naturalne rezerwy poparcia dla PiS się wyczerpały. Stąd próba mobilizacji wokół zagrożeń zewnętrznych i „świadomościowych”. W polityce wewnętrznej zabrakło mu bowiem nowych argumentów. Gdy mówi, iż „wielu ludziom wydaje się, iż droga do rządu to autostrada”, w istocie przyznaje, iż sam nie potrafi wskazać realnej strategii. To nie autostrada, ale gąszcz przeszkód – przede wszystkim tych, które jego partia sama zbudowała.

Prezes PiS usiłuje zatem przerzucić ciężar dyskusji z oceny własnych rządów na opowieść o zewnętrznych zagrożeniach. W retoryce politycznej to zabieg klasyczny: jeżeli trudno obronić bilans działań wewnętrznych, najlepiej odwołać się do niejasnych niebezpieczeństw, których weryfikacja jest trudna. Ale czy Polacy dadzą się na to nabrać?

Obywatele widzą rosnące koszty życia, problemy ze środkami unijnymi, kryzys w ochronie zdrowia czy chaos w systemie prawnym. To są realne problemy, które trudno zagłuszyć opowieścią o „zmianie tożsamości narzucanej przez Niemcy”. Gdy prezes PiS mówi o konieczności zdobycia ponad dziesięciu milionów głosów, odsłania własny lęk przed tym, iż społeczeństwo przestało traktować jego opowieść jako wiarygodną.

W istocie, przemówienie w Gdańsku było nie tyle mobilizacją, co wyznaniem słabości. Kaczyński pokazał, iż jego partia nie ma nowego języka, nie ma świeżej narracji, nie ma też strategii zdolnej do przekonania umiarkowanego wyborcy. Zostały jedynie ostrzeżenia, powtórzenia i przypomnienia dawnych zwycięstw.

Trudno zatem oprzeć się wrażeniu, iż lider PiS mówił bardziej o własnym strachu niż o Polsce. Strachu przed utratą władzy, przed nieodwracalnym procesem marginalizacji, przed historią, która – niezależnie od jego narracji – oceni osiem lat rządów. A skoro polityk zaczyna mówić wprost, ile głosów „będzie trzeba zdobyć, żeby wygrać”, to znaczy, iż sam już wie, jak bardzo oddaliła się perspektywa łatwego triumfu.

Idź do oryginalnego materiału